— Maa? — zagaiła Sześcioletnia.
— Taak?
— Jakie są twoje marzenia?
— Hmmm… Marzę o tym, byśmy byli zdrowi i mieli w życiu dużo szczęśliwych chwil — odpowiadam.
— A nie o tym kiblu w pniu drzewa?
Cholera. Musiała słyszeć jak zachwycam się kibelkiem z zestawu Lego „Domek na Drzewie”. W pniu są drzwiczki, a za nimi kibelek z fioletową klapą. Rzeczywiście, jak tylko to zobaczyłam, uznałam za rewelacyjny pomysł. I pewnie o tym mówiłam Karolowi, Marcie, Monice albo Kai i Młode usłyszało. I chciało mnie sprawdzić…
Calineczka – żywa maskotka
Może zacznę od tego, że od dawna moją ulubioną baśnią jest Calineczka. Odkąd pamiętam, mam słabość do możliwości ukrycia się gdzieś w bezpiecznym miejscu. A już kiedy gromadzą się nade mną i wokół ciemne chmury i kłębowiska problemów, to już całkiem.
Wtedy myślę sobie: ale fajnie byłoby mierzyć 2-3 cm i schronić się przed tym wszystkim. Zwłaszcza że nikt od takiego ludzika nie wymaga, by się szarpał z wielkimi wyzwaniami. Nikt takiej osóbce nie zarzuci, że powinna być dzielna jak rosły wiking, rycerz w ważącej 70 kilo zbroi czy olbrzymka o łapach jak bochny. Wręcz przeciwnie — nikt nie wymaga od takich osóbek, by zanadto chojrakowały. Podejmując się czegoś, co dosłownie i w przenośni je przerasta.
I Calineczka właśnie taka była. Tak o niej rozmawiały Katarzyna Miller i Tatiana Cichocka. Że była żywą maskotką do podziwiania. Taką, co to wyszła z kielicha tulipana i pływała w łódeczce z łupinki orzecha. A jak ją żaba wynosiła z łóżkiem z chaty to nawet się nie zorientowała… Bezwolna i bezradna.
Dopiero jak pomieszkała sama na polanie a zimę przebyła u myszy w ciemnej norze, okazało się, że wie jak zmartwychwstać zmarzniętą, sztywną już jaskółkę… A ta jaskółka na skrzydłach zabrała ją potem do Królestwa Kwiatów, którego Calineczka została królową. I od króla Elfów dostała własne skrzydła.
Zejść do ciemnego i wyfrunąć w jasne
Może właśnie stąd mi się wzięło, że lubię gapić się na domki dla lalek a ostatnio też bawić się legolaskami? I wyobrażać sobie, że jestem ludzikiem, który może wleźć do kibelka w pniu drzewa i nie wychodzić choćby przez kilka dni? Bo tam jest cicho, ciepło i cudownie…
Aż samą bawi mnie, jak od niechcenia podchodzę do tego kibelka, otwieram drzwiczki i wyobrażam sobie, że… dekują się tam na dobre. I nikt nie ma prawa mnie tam znaleźć. Aż w realu robi się jakoś lepiej. No, w każdym razie się uśmiecham…
Co prawda nie wiem kogo mogłabym uratować siedząc w kibelku Lego w pniu drzewa, by potem dostać skrzydeł. Pewnie nikogo. Nie bardzo też miałby kto i jak mnie tam podziwiać jako żywą maskotkę. A jednak i tak z przyjemnością bym się tam zadekowała przynajmniej na miesiąc. Jeśli ktoś chciałby dołączyć, proszę się nie krępować 🙂 Ale na wszelki wypadek nie mówcie tego na głos (nie wszyscy muszą o tym wiedzieć, nie tylko nasze dzieci).
PS. Bajki rozebrane niezmiennie uważam za super rozmowy. Każdemu, kto nie czytał, polecam też Cudowne i pożyteczne B. Bettelheima, o tej książce pisałam w O molach, psychoanalizie i baśniach. A sama poluję na Dziewczynkę w baśniowym lesie Pierre Peju.
Najnowsze komentarze