Marzec w literaturze bywa jeszcze mocno zimowy (srebrzysty, śnieżny, wietrzny, mroźny), ale pełen błota (przejściowego) i chmur (zza których coraz częściej wygląda ciepłe i jasne słońce). Śmiać mi się chciało, gdy znalazłam słowa pana Zagłoby, o tym, że w marcu może chcieć się pić, jakby było lato…
Na pewno zakwitną krokusy, na pewno też niejeden dzień okaże się szkaradny pod względem aury… Tak jak w poezji i w prozie, jeśli chodzi o marzec 🙂
To marcowi zima w głowie,
To wiosenne harce.
Chce być lutym albo kwietniem,
Byleby nie marcem.
J. Ficowski: Marzec
***
Idzie jakiś starzec,
Siwy cały — oh, siwy jak srebrzysty marzec
J. Słowacki: Kordian
***
Tfu! jakie gorąco, choć to dopiero marzec! Język w gardle zasycha. (Zagłoba)
H. Sienkiewicz: Potop
***
Szary wieczór marcowy spłynął na zamek. Przykrył baszty, zmącił rysunek wieży i wtłoczył się do wnętrza gmachu. Niektóre tylko okna odepchnęły go smugą elektryczności, większość uległa ciemnej masie. Razem z nocą runęła wichura, wlokąc ponure szmaty chmur. Pierwszy deszcz, pomieszany z kaszą śniegową, zaczął ciąć w szyby okien. Zmurszały śniegi; wiatr je miótł, siekły dżdżyste baty. Przeraźliwy gwizd zajadle obiegał blanki zamkowe, bił wściekłą muzyką w załomy murów, dzwonił, jęczał, roznosił przeciągłe wycia. Grzmot drzew parkowych, tłuczących się szalonym hukiem koronami, akompaniował głuchym basem dętym instrumentom wichru.
Marzec rozpoczął wojnę z zimą. Darł ją zębami, szarpał za białe włosy, wgryzał się w jej kożuch. Wypierał zimę całym zastępem wietrznych siepaczy, prażył ją bez miłosierdzia kolącą sieczką deszczu.
Zmagały się żywioły. Jęk chłostanej zimy i straszliwe pułki Boreasza… Z rozwianymi sztandarami, z piorunem salw, z okrzykiem zwycięzców spychali z tronu gronostajową królowę, obnażali ją, druzgocąc jej koronę. Wpływ ich dowódcy działał potężnie. Marzec pokazał, co umie, rozpanoszył się z gwałtowną siłą.
H. Mniszek: Trędowata
***
Zielony szum powietrza, niestłumiony zbliska,
Jak chłopiec kładzie ziemię, czułe szepce słowa,
I całusem przemocą — fiołkami tryska
Ziemia! dziewczyna marcowa.
M. Braun: Dziewczyna marcowa
***
Deszcz drobny, marcowy deszcz pomieszany ze śniegiem padał wciąż i rozwłóczył nad Łodzią ciężki, lepki tuman; bębnił w blaszane dachy i spływał z nich prosto na trotuary, na ulice czarne i pełne grząskiego błota, na nagie drzewa przytulone do długich murów, drżące ze zimna, targane wiatrem, co zrywał się gdzieś z pól przemiękłych i przewalał się ciężko błotnistymi ulicami miasta, wstrząsał parkanami, próbował dachów i opadał w błoto i szumiał między gałęziami drzew i bił nimi w szyby niskiego, parterowego domu, w którym nagle zabłysło światło.
St. Reymont: Ziemia obiecana
***
— Niech diabli wezmą histeryczki! — klął coraz energiczniej, bo gliniasta, rozmiękła ziemia tak oblepiała mu obuwie, że z trudem wyciągał nogi, — romantyczka jerozolimska! — dodawał ze złością, bo czuł się śmiesznym w tej roli kochanka, zmuszonego po błocie lecieć na schadzkę gdzieś aż na drugi koniec miasta, do lasu, w marcu!
Dzień był posępny, chmury płynęły nisko nad ziemią i rozsączały się z wolna w drobny, przenikliwy deszcz. Łódź tonęła w brudnych, prawie czarnych oparach i dymach, które leżały niby opona nad miastem, jakby się wspierając na tysiącach kominów.
[…]
Lasek był nędzny, świerkowy i konał powoli, zabijało go sąsiedztwo fabryk, te niezliczone studnie, wiercone coraz głębiej, które osuszały okoliczne grunta i zabierały drzewom wszelką wilgoć i ta rzeczka odpływów ścieków fabrycznych, co, niby różnokolorowa wstęga przewijała się pomiędzy pożółkłymi drzewami, wsączała rozkład w te potężne organizmy i roztaczała dokoła zabójcze miazmaty.
Pod osłoną drzew, na dróżkach leżał jeszcze śnieg, a drogą, którą zimą nikt nie jeździł, a chodzili tylko robotnicy z pobliskich wsi, ciągnęły się głębokie ślady stóp, wyciśnięte w zielonawym, przemiękłym śniegu.
St. Reymont: Ziemia obiecana
***
Jest niedziela, szkaradny dzień marcowy; zbliża się południe, lecz ulice Warszawy są prawie puste. Ludzie nie wychodzą z domów albo kryją się w bramach, albo skuleni uciekają przed siekącym ich deszczem i śniegiem. Prawie nie słychać turkotu dorożek, gdyż dorożki stoją. Dorożkarze, opuściwszy kozi,oł wchodzą pod budy swoich powozów, a zmoczone deszczem i zasypane śniegiem konie wyglądają tak, jakby pragnęły schować się pod dyszel i nakryć własnymi uszami.
B. Prus: Lalka
***
Był chłodny, wilgotny wieczór marcowy. Przez gęstą, przenikliwą mgłę spowijającą ziemię zaledwie przebijały się światełka latarń ulicznych.
Zalane światłem elektrycznym wystawy sklepów niknęły w tej szarej, wilgotnej mgle. Wysokie domy, melancholijnie otaczające ulicę, stały ciemne. Tylko z trzech okien pierwszego piętra jednego z domów biło jasne światło, na które z zaciekawieniem spoglądali nieliczni przechodnie.
A. C. Doyle: Trup w obłokach, czyli historia maszyny latającej w powietrzu
***
Stajał marcowy śnieg na klombach.
Po błotku drepcesz krok za krokiem.
Tak samo wszystko, jak przed rokiem
Podpatrzeć chciałbyś, pooglądać…
Zniesie mostek, poniesie — w dół ruszyły kry!
Bełkocą wody, w słońcu się jarzą.
Kładkę trzeba ratować — czas najwyższy! A ty?
Tobie krokusy w ogródku się marzą.
J. Liebert: Krokusy
***
Krakowskie Przedmieście wrzało ruchem, kipiało życiem i pośpiechem, któremu sprzyjała pogoda wieczorna. Drobny śnieżek marcowy spadł na zmarzniętą jeszcze ziemię i oczyścił niebo z białawych obłoków. Teraz namiot niebieski roztaczał się nad miastem, głęboki, ciemny, gwiaździsty.
E. Orzeszkowa: Marta
***
Noc była ciemna i wietrzna, topole przyginały się z szumem, że niekiedy gałęź jakaś chlastała go po twarzy, to znowu przyciszało się i drobny, przykry, marcowy deszcz zacinał w twarz, ale Antek nie zważał na nic, biegł jak błędny, a przerażony i pełen zgrozy niewypowiedzianej.
Wł. Reymont: Chłopi (t. Zima)
***
Drobny, gęsty deszcz marcowy bez najlżejszego szelestu padał z popielatego nieba, a choć na świecie dobra jeszcze godzina pozostawała do zapadnięcia wieczora, w malutkim, niskim domostwie mularza Jana robiło się już ciemno.
E. Orzeszkowa: Dobra pani
Ale pan Hiacynt powiedział, że jestem jak lilia górska w noc marcową!
To symboliczne, rozumiem.
Mój Boże, żebym ja tak umiała mówić ślicznie!…
Wł. Reymont: Z pamiętnika
Najnowsze komentarze