O tym, jak się przebrać na bal karnawałowy i… dlaczego

Kiedy chodziłam do przedszkola były „choinki”, teraz są bale karnawałowe. Przedszkole mojej Pięćipółletniej też organizuje bal. W remizie OSP, bo przedszkole malutkie. Do wspólnej zabawy i przebieranek zaproszeni są też rodzice…

Jak przeczytałam ogłoszenie, wpadłam w lekką panikę. W CO JA SIĘ PRZEBIORĘ? Z natłoku myśli po kwadransie wyklarowały się trzy opcje: strój do charlestona z dwudziestolecia międzywojennego, strój baletnicy, strój Indianki…

Taka opcja finalnie wygrała…
Te krótkie sztywne spódniczki-kryzy (tzw. tutu) nie podobają mi się tak bardzo, jak te w typie ze zdjęcia.
Jak ta dziewczyna zaraz pięknie zatańczy charlestona!

Zabawa: wyimaginowane losy

Przypomniało mi się wtedy ćwiczenie na kreatywność, które w swojej książce „Droga artysty” zaproponowała Julia Cameron. Nazwała je: „wyimaginowane losy”. Polegało ono na tym, by odpowiedzieć na pytanie: gdybyś miał do dyspozycji pięć innych żywotów, co robiłbyś w każdym z nich? Chodzi o to, by w tych alternatywnych żywotach bawić się jak najlepiej… Wyobrazić sobie to i wyliczyć.

Mnie zawsze podobało się międzywojnie — te panie w prostych w kroju, lecz zdobnych w dekoracje sukniach i długich rękawiczkach. Jednocześnie podziwiam też skrycie baletnice, za wdzięk i siłę, z jaką potrafią tańczyć. Od bardzo dawna fascynuje mnie również więź Indian północnoamerykańskich z przyrodą, ich piękno, surowość i wrażliwość.

Panienką tańczącą charlestona łączy z baletnicą… taniec. A z Indianką… frędzle u sukienki. A tak naprawdę wszystkie te trzy opcje były jakby z trzech różnych wymiarów.

Przeglądałam przebranie – tańsze i te za miliony monet. I padło na Indiankę. Nie, żebym znalazła fajny strój, po prostu stwierdziłam, że tak będzie najprościej. Mam:

  • spodnie z frędzlami,
  • kamizelkę z frędzlami
  • indiańskie naszyjniki

… więc wystarczy kupić tylko „pióropusz” i gotowe.

Uznałam, że nie ma co szaleć, bo wyjdzie zbyt pretensjonalnie. Może to źle?

Bo o to chodzi w karnawale, by…

Karnawał od wieków jest po to, żeby się dobrze czuć i bawić. Bardzo często jest to możliwe jedynie, gdy zapomnimy, kim jesteśmy na co dzień. Gdy zapomnimy, jaki na co dzień otacza nas świat. Gdy wyobrazimy sobie, że „życie to bal jest nad bale”. Na którym można się opychać tłustościami i w ogóle kierować się zupełnie innymi zasadami niż na co dzień. Byle było fajniej, milej, śmieszniej niż zwykle. Choćby przez chwilę, niech będzie to świat na opak. W kontrze do tego, który czasem tak wychodzi uszami… swoją powagą, obowiązkami, obostrzeniami, regułami, etc.

Niech żyje bal

Im dłużej o tym myślę, tym bardziej cieszę się na ten bal. Z tego co wiem, inni rodzice też planują przebrania. Jestem ich bardzo ciekawa. Takie przebrania to przecież prawie nigdy przypadek.

Za co/za kogo przebieraliście na „choinki”?

Za co najchętniej przebralibyście się na bal przebierańców/bal maskowy?

Czy postawilibyście na całość (super drogie przebranie jak z bajki) czy raczej na symbolikę (elementy stroju wybranej postaci jak ja tej Indianki)?

Który z alternatywnych żywotów możecie wykorzystać w życiu codziennym. Ja np. zatańczyłam sobie charlestona, bardzo lubię ćwiczyć regularnie ćwiczenia baletowe i… mam nadzieję, że nie oddalę się nigdy od drzew, zwierząt i ludzi z mojego plemienia.

Gdy pisałam, myśli moje fruwały między karkami książek:

M. Bachtin: Problemy poetyki Dostojewskiego

J. Cameron: Droga artysty

A. Szklarski: Złoto gór czarnych