Wczoraj obejrzałam początek „Świąt z Gesslerami” i… spodobało mi się, co pani Magda powiedziała o świętach przed Świętami. Że są amerykańskie, komercyjne i że chodzi w nich o to, byśmy jak najwięcej kupili. Rzeczy. Tylko rzeczy, które bez Magii Świąt są tylko dekoracją. Tylko skojarzeniem.
I kurczę, zgadzam się. Że najfajniej, jak świat światem było zawsze w wigilię, a nie przez cały listopad i grudzień. Sprzątanie, gotowanie, pieczenie — tak. Ubieranie choinki, kolędy, prezenty, potrawy wigilijne — dopiero 24 grudnia.

Współczuję politykom i dziennikarzom, że zanim siądą do własnego stołu w wigilię, od początku grudnia muszą dzielić się opłatkiem, jeść przez cały miesiąc wigilijne potrawy i śpiewać kolędy… Zapraszani przez firmy, organizacje, samorządy — nie odmawiają, a po miesiącu codziennego jedzenia śledzi i picia barszczu — zwyczajnie muszą mieć tego wszystkiego po kokardę. Wiem, co piszę — pierwsze lata kariery zawodowej spędziłam w redakcjach lokalnych tygodników. Śmiać mi się chce na wspomnienie… To było dość małe środowisko i na tych wigiliach często przewijali się ci sami goście (z urzędu miasta, urzędu gminy, urzędu pracy itp. itd.) i nigdy nie wiedziałam, czy wypada się dzielić z nimi opłatkiem po raz X w tym samym roku, czy lepiej nie.
Ale gdybym miała czas…
To nie znaczy, że nie lubię atmosfery świątecznej w sklepach czy w mediach. Nie dalej jak wczoraj rozczulił mnie kursor na ekranie monitora… kursor w kształcie choineczki. To było w jakiejś internetowej księgarni, pełnej (oczywiście) znakomitych prezentów pod choinkę… Zakupów żadnych tam nie zrobiłam, mimo emocji z powodu tego kursora. Ba, nawet baśniowa atmosfera Flora Point nie skusiła mnie na zakupy… Zatem często te świąteczne klimaty wcale nie zawsze na nas działają tak po amerykańsku.
Przyszło mi też do głowy, że gdybym miała więcej czasu i kasy to… kto wie, kto wie? Prawdopodobnie dawno miałabym już ubraną choinkę, zielono-czerwony albo zielono-złoty wieniec na każdych drzwiach… Z głośników płynęłyby kolędy. A ja leżałabym sobie na sofie pod kaszmirowym kocem i… być może nawet napawała się bożonarodzeniowym klimatem mojej rezydencji.
Brak czasu i kasy ratuje mi święta 
Cóż, złożyło się tak, że chałupę muszę sprzątać sama. I gotować obiady też. W dodatku oboje pracujemy, min. 8 godzin dziennie. Po pracy latamy z dzieciakiem po chałupie albo pobliskim parku. Gramy w planszówki i karcianki. Niestety też albo na szczęście – małż sportowo strzela i szkoli się z medycznego ratownictwa, a ja… czytam i próbuję malować akwarelami. W związku z tym, czas na planowanie i kupowanie ozdób świątecznych teoretycznie mamy od 1. w nocy do 8. rano, ale z reguły wtedy śpimy.
I okazuje się, że to się bardzo dobrze składa
Choć byśmy nie wiem jak chcieli, nawet dziś (wigilia pojutrze) nie ubierzemy choinki, bo przychodzi przyjaciółka córki żeby pozdobić pierniczki. Już im upiekłam 4 blachy. Jutro też nie ubierzemy choinki, bo do 14. praca, a potem trzeba jeszcze wyglansować kafelki w łazience i zrobić krokiety, a na tym, jak wiecie, trochę się schodzi…
Chcąc nie chcąc choinka zabłyśnie dopiero w dzień wigilii.
A u Was?
Czy wszechobecność świąt przed Świętami (w mediach, sklepach i własnym domu) jest Wam miła, niemiła czy obojętna?
A gdybyście mieli 3 razy więcej kasy i czasu, to byłoby by tak samo czy inaczej?
Ile razy przed Wigilią mogłabyś zasiadać do wigilijnej wieczerzy?
Najnowsze komentarze