O tradycjach rodzinnych (pomiędzy świętami)

Kiedyś wydawało mi się, że nasz rok będzie się składał niemal z samych rocznic, np. Dnia Zjeżdżalni (w rocznicę pierwszego zjazdu Córeńki), Dnia Pierwszego Słowa, etc.  Ba, że nawet w żadnym tygodniu nie zabraknie stałych punktów (np. sobotni wypad za miasteczko). Niewiele z tego wyszło, co nie znaczy, że nie mamy żadnych rodzinnych zwyczajów… I że nie będziemy mieć nowych. Pewnie tak jak w przypadku wielu, wielu rodzin 🙂

W moim domu rodzinnym panowały przede wszystkim tradycje związane ze świętami. Bardzo się zdziwiłam, że w innych domach na wigilię piecze się zupełnie inny makowiec i wrzuca zupełnie inne jarzyny do sałatki jarzynowej! Ale te rodzinne zwyczaje nie dotyczyły li i jedynie świąt.  Np. przez 20 lat na niedzielne śniadanie była jajecznica (koniecznie ze szczypiorkiem, z pomidorkami i cebulą, a wcześniej jeszcze ze smażoną kiełbaską lub boczkiem). Tradycją było też, że w niedzielę musi być obiad „lepszy” niż w sobotę, poniedziałek czy inny dzień tygodnia.

Od pewnego czasu chodził za mną temat dotyczący rodzinnych zwyczajów niezwiązanych stricte z Bożym Narodzeniem, Wielkanocą, Dniem Wszystkich Świętych, Matką Boską Zielną czy urodzinami. I oto on.

Fotka zrobiona w sklepie Flora Point wiosną br.

U nas zawsze…

Kiedy się gawędzi ze znajomymi, często można usłyszeć: „U nas zawsze było tak, że…” i dalej następuje opis świeckiej tradycji, uświęconej często dziesiątkami lat trwania. Uwielbiam tego słuchać, bo bardzo często te tradycje są niepowtarzalne, należące tylko do ich właścicieli. I bardzo inspirujące.

… robi się psikusy w adwencie

Nie dalej jak dziś rano przeczytałam o tradycji, którą kultywuje pewna mama podczas adwentu. Każdego adwentowego dnia robi swoim dzieciakom jakiś żart. Tylko że pomysły powoli się jej skończyły i zapytała inne mamy, co by tu można… Padły odpowiedzi, że „u nas też tak robimy” oraz te dotyczące konkretnych żartów. Że można np. chyłkiem owinąć dzieciakowi konsolę w folię aluminiową. Generalnie post tej mamy wywołał falę pozytywnych komentarzy i wcale się nie dziwię.

… w sobotę są naleśniki

Tradycja rodzinna, którą pielęgnuje ta mama, wymaga dużo więcej kreatywności, niż np. nasze sobotnie naleśniki. Umówmy się — ta naleśnikowo-sobotnia tradycja to pójście na łatwiznę (nie trzeba kombinować „co by tu ugotować”). Ale kto powiedział, że wszystkie tradycje rodzinne muszą wiązać się z cholera wie jakim wysiłkiem? Chyba fajnie, kiedy tradycja staje się tradycją, bo wszystkim odpowiada i nikomu nie robi krzywdy?

… dzieje się to samo

Z drugiej strony chyba nie mogłabym żyć w kajdankach powtarzalnych zdarzeń. Że w poniedziałki — pranie, we wtorki — zakładamy koszule w kraty, w środy — dziergamy na drutach, w czwartki — prujemy to, co udziergaliśmy w środy, piątki poświęcamy na uzupełnianie spiżarni i lodówki, soboty — na spotkania towarzyskie, niedziele — na spotkania z krewnymi.

Jeszcze gorzej byłoby, gdyby np. od poniedziałku do niedzieli — tylko pranie albo zakładanie wyłącznie koszul w kratę (i np. dżinsów), tylko dzierganie na drutach… Fajnie, kiedy czas przynosi jakieś fajne niespodzianki (a żeby dobre odróżniać od złych — muszą też pojawiać się niespodzianki złe).

Mimo wszystko zastanawiam się nad wprowadzeniem więcej stałych punktów w cyklu naszego rodzinnego życia. Bo sobotnie naleśniki i kłótnia raz w miesiącu to mimo wszystko jakoś mało…

  • Jakie międzyświąteczne tradycje rodzinne pielęgnowało się w Waszych rodzinnych domach?
  • Jakie międzyświąteczne tradycje rodzinne pielęgnujecie teraz w Waszych domach?
  • Jaką tradycję (międzyświąteczną) chcielibyście wprowadzić a z jakiej zrezygnować?