Jak (i czy w ogóle) zostać copywriterem?

W sieci krąży taki żarcik: Jak zostać copywriterem? Założyć bloga i napisać tekst pod tytułem „Jak zostać copywriterem”. I coś w tym jest, bo po pierwsze: robiąc risercz, z pewnością czegoś się dowiesz. Po drugie: podobno najlepiej utrwalasz wiedzę, przekazując ją innym. Po trzecie: sprawdzisz jak to jest pisać na zadany temat, nawet jeśli Ci się nie chce… Zapraszam dalej, jeśli chcesz wiedzieć czy warto, czyli, m.in. ile zarabia copywriter.

Każdy dobry copy (i chyba pisarz też) ma w sobie coś z architekta-projektanta 🙂 Szkice, mapy do celu (choćby te mentalne), wyważenie proporcji, styl dostosowany do potrzeb klienta – to wszystko naprawdę się przydaje.

Zanim się za to zabierzemy, warto odpowiedzieć sobie na pytanie kim właściwie jest copywriter. Najprościej: ktoś, kto zarabia na pisaniu (najczęściej tekstów na strony internetowe różnych firm). I najlepiej, kiedy ma z tego frajdę. Bo wolność, pasja, kasa, sława… Mimo wszystkich przeciwności, bo ten zawód tak jak i inne, potrafi dopiec.

Copystory – ciemne strony

Zanim z całą pewnością uznasz, że copywriter to zajęcie stworzone z myślą o Tobie, odpowiedz sobie na pytania:

·        Czy jesteś gotowy na naukę? Nawet jeśli uważasz, że piszesz świetnie, prawdopodobnie przyda się trochę pokory…

·        Czy masz czas i siłę na tworzenie portfolio? Czyli teki swoich tekstów, na podstawie których zleceniodawcy będą mogli ocenić czy Twój styl pisania i wiedza odpowiada ich potrzebom.

·        Co jeśli przeskok np. ze stawki 2 zł netto na 20 zł netto za 1000 zzs zajmie Ci dwa lata? Choć nie jest to regułą, niestety, czasem trzeba zaciskać zęby dłużej niż się przypuszczało…

·        Czy dasz radę z turbo-nawałem pracy i przestojami? Jedno i drugie może porządnie podkopać wiarę w siebie…

·        Zleceniodawcy są różni. Czasem nawet nie chcą płacić (nie tylko w terminie ale w ogóle, choć Twój tekst już wisi na ich stronie) i grają na różne sposoby. Gotowa/y na sztuczki, które mają Cię spacyfikować? Albo wręcz zniechęcić do odebrania należnej zapłaty?

Jeśli już na 3 pytania z 5 Twoja odpowiedź brzmi JASNE, ŻE TAK! – oznacza to, że czas na przygodę z copywritingiem. Fascynującą, doskonalącą, pełną wyzwań, którą pokochasz z wzajemnością.

Skąd brać zlecenia?

OK, ale jak naprawdę zacząć? Tak naprawdę oczywiście nie musisz zakładać tego bloga (choć chyba każdy, kto lubi pisać i się tym dzielić nie będzie miał nic przeciwko temu, zwłaszcza, że blog to fantastyczna wizytówka). Poszukaj zleceń. Gdzie?

·        Serwisy z ogłoszeniami o pracę. Ja od tego zaczęłam. Skończyło się na tym, że napisałam się jak głupia „tekstów próbnych” i nic z tego nie wynikło. Od tamtej pory mam uraz i nigdy nie wysyłam darmowych tekstów, które sobie ktoś przywłaszczy a ja nie zobaczę złamanego grosza.

·        Good Content. Tu zarobiłam swoje pierwsze pieniądze jako copy. Tekst o prezentach spersonalizowanych. Za 4 tysiące znaków ze spacjami dostałam 10 zł brutto (minus podatek i prowizja dało jakieś 6 zł netto). Super szkoła i gwarantowane wypłaty na czas.

·        Useme. Trzeba założyć profil i wysyłać oferty zleceniodawcom. Bywa, że chętnych na jedno zlecenie jest np. 38. Albo dużo, dużo więcej. Fajne, bo można podpatrzeć profile innych i… wyciągnąć wnioski.

·        Ofeteria. Tu też bitwa o zlecenia. Zleceniodawca wybiera zwycięzcę. Osobiście nikt nigdy nie wziął pod uwagę mojej oferty (ani na Ofeterii ani na Useme), ale to znaczy, że innym się udało.

·        Grupy na Facebooku. Tu znalazłam pierwsze duże zlecenie. Klienta, z którym byłam związana przez dwie pory roku. A właściwie trzy, z tym, że podczas tej ostatniej pisałam jedynie prośby o uregulowanie należności. Było ciężko ale się udało. Ale przede wszystkim dużo się nauczyłam i wreszcie miałam to swoje portfolio 😊 Takie, jakie chciałam.

·        Agencje interaktywne. Wysyłanie do firm swojego CV a przede wszystkim linków do opublikowanych tekstów to może być strzał w 10. Nawet jeśli większość z nich nie odpowie – można załapać się na naprawdę fajną współpracę  (wiem to z doświadczenia)

·        Znajomi. Niech wiedzą, że piszesz. I że jesteś godny polecenia. 

Jest nas dużo. Coraz więcej. Ale spokojnie, tortu wystarczy dla wszystkich. Oczywiście ci najlepsi dostaną najsmakowitsze kąski, ci gorsi – okruszki. Dziennie da się zarobić na czysto 100-150 zł, a nawet więcej. Ale mniej też (patrz wyżej)… Wam i sobie życzę, słodkiego miłego życia. 

Fot. Mounzer Awad, unsplash