W duńskiej psychologii ludzi dzieli się nie tylko na kobiet i mężczyzn. To, jak się zachowują, jaką rolę pełnią w związku, jak wychowują dzieci i jakie mają cele w życiu… (zdaniem duńskich psychologów) zależy bardziej od tego czy w dzieciństwie mieli bliższe relacje z mamą, czy z tatą. A zatem wśród nas są: córki ojców (córki związane bardziej z mamą niż tatą), synowie ojców (synowie związani bardziej z tatą niż mamą), córki matek (córki związane bardziej z mamą niż tatą) i córki ojców (córki związane bardziej z tatą niż mamą).
Wciąż nie po drodze mi do biblioteki, nowo kupione książki przeczytane, zostaje wracać do tych z księgozbioru domowego. Spośród tychże, na chybił trafił, wyciągnęłam wczoraj Instrukcję obsługi kobiety Katarzyny Miller i Suzan Giżyńskiej. W książce panie sobie rozmawiają o kobietach. Jak wiadomo, o kobietach nie da się rozmawiać w oderwaniu od mężczyzn. I w pewnym momencie pojawia się wątek duńskich psychologów. A konkretnie ich teorii wielu duńskich psychologów dotyczący podziału ludzi, którego się dopracowali i któremu hołdują. Według tego klucza podobno można przewidzieć, czy związek dwojga ludzi będzie udany, czy niee.
Konfiguracja tradycyjna: synek tatusia i córka mamusi
Synowie, którzy w dzieciństwie silnie związani byli z ojcami i córki, które w dzieciństwie silnie związane były z mami bardzo często tworzą pary oparte na tradycyjnym podziale ról. W sensie: on jest głównym utrzymującym chałpę i domowników, ona bierze się często za typowo domowe sprawy (gotuje, prasuje, ogarnia dzieciaki, trochę zarabia). Podobno synkowie tatusiów i córki mamuś – choć oczywiście stają wobec siebie okoniem – generalnie dogadują się nieźle i całkiem nieźle rokują. Choć łączą ich raczej dzieci niż seks pełen uniesień.
Synek mamusi i córka tatusia
Ale prócz wyżej opisanej, jest też oczywiście więcej konfiguracji. Np. on – synek mamusi i ona – córka tatusia. Ten związek nie został w książce omówiony szerzej. Dlatego już w tym momencie możemy zacząć dywagować – na ile taki związek może być fajny i rokujący. Jaką rolę w życiu takich par odgrywa tradycja? Czy patrzą w tym samym kierunku, czy mają zupełnie inne cele?
A tak naprawdę – dywagować można również o związku synka tatusia i córki mamusi. Czy się zgadzamy z tym, co wiadomo na ich temat czy nie… i dlaczego.
My: synek mamusi i córeczka mamusi
Od wczoraj próbuję sobie poprzypominać różne przykłady z życia. Synków i córek, tatusiów i mamuś. I tego, jak ich sposób na życie ma się do tego, co mówi K. Miller. Psycholożka, na którą lubię patrzeć, której lubię słuchać i którą lubię czytać. I która uważa „duński podział” za mądry i dobry.
Cóż, jeszcze nie wiem co myśleć na ten temat. Na razie dumam i próbuję dojść do jakichś wniosków. Póki co wiem, że wraz z mężu (uwielbiam określenie Joanny Mokosy-Rykalskiej) tworzymy związek synka mamusi i córeczki mamusi. I – od 11 lat – jest nam razem całkiem nieźle i – mam nadzieję – rokujemy.
Kiedy jedliśmy dziś na obiad pastę pesto, próbowałam ustalić co mężu sądzi na ten temat, tego podziału. Wysłuchał nawet z ciekawością, ale zdania nie wypowiedział.
Przed nami cykl spotkań halloweenowych, stąd wiem, że na pewno poruszę temat w gronie… córek mamuś i córek tatusiów oraz synów mamuś i synów tatusiów. Poszperam też jeszcze w sieci, może znajdę jakiś duński artykuł na ten temat. I ułatwi mi to odpowiedzi na takie pytania jak:
- Czy podział duńskich psychologów ma większy sens niż podział na znaki zodiaku? W sensie: córka mamusi i syn mamusi to bardzo dobrana para, lepsza niż wodnik i baran.
- Co z córkami i synami samotnych rodziców, którzy chcieli być ojcem i matką równocześnie?
- Czy można powiedzieć, że któraś z konfiguracji wróży związkowi najlepiej, a któraś skazana jest z góry na porażkę?
Najnowsze komentarze