Wertując wakacyjną księgę wakacji (kto zgadł, że to fraza prosto z Schulza, ten zuch), natrafiamy co dzień na nowe wrażenia. Co prawda zamiast słodkiego do omdlenia miąższu gruszek mamy tu jabłka z prastarej jabłoni, ale… i tak jest moc. Poezji owoców i świetlistych poranków w domu i poza domem.
Kilka dni temu kopaliśmy dół w ogrodzie (tata pokazywał córce swoją ulubioną zabawę z dzieciństwa) i natrafiliśmy na pewne zagadki.
Sierpień jak zawsze
Nawiedzają nas to ulewy, to żar słoneczny, jak wszystkich. Wolimy deszcz, bo potem wychodzą ślimaki i Mała może im urządzać olimpiadę na trzepaku. Zbieramy też te jabłka i pomidory — teraz pachną jak schulzowskie „telluryczne ingrediencje”. Oczywiście, że są „o zapachu dzikim i polnym”. Ale teraz wszystko do jedzenia tak właśnie raczy pachnieć, nawet jak jest kupione z odremontowanej Biedronki, o której to przed wojną nikomu nawet się nie śniło… Palec do budki, kto chciałby, by wróciły sklepy z boazerią w kolorze cynamonu i sklepy bławatne? I czy powinny działać zamiast sieci marketów, czy jakoś razem z nimi?
(Przedwojenne?) sierpniowe wykopaliska
Do rzeczy. Mieszkamy w domu sprzed wojny. Myślę, że spokojnie istniał już w roku 1933 (która to data widnieje na Sklepach cynamonowych). Mąż zamieszkał tu z rodzicami gdy miał sześć lat. I kiedy dorośli remontowali dom i karczowali go z wielkich krzaków bzów – on kopał dołki. Już wtedy wykopywał stare cegły.
W związku z zacięciem paleontologicznym Pięcioletniej, dawna zabawa taty musiała okazać się strzałem w dziesiątkę. Zwłaszcza że udało się wykopać to i owo… Owoce wykopalisk prezentuję niżej i pytam: co to za część i czego? Czy z czasów przedwojennych, czy tylko PRL? Kiedy, kto i co mógł z tym robić? Przepraszam za brak wskazówek — zwyczajnie brakuje mi pomysłów.
Polecając pierwszy rozdział Sklepów cynamonowych pod tytułem Sierpień — pozdrawiam bardzo.
Najnowsze komentarze