Podkreślone w Pollyannie, czyli Klasyka zamiast Poradnika

Czy można wyobrazić sobie książę, która lepiej pasuje do Klasyki zamiast Poradnika od Pollyanny? Otóż nie. I nie mam pojęcia, dlaczego powieść ta pojawia się w KzP dopiero jako 26. w kolei… W każdym razie: najwyższy czas.

Należy we wszystkim zawsze dojrzeć jakąś dobrą stronę i cieszyć się z niej.

E. H. Porter: Pollyanna (1913)

Nawet jak się jest małą dziewczynką, której najpierw umarła mama, a potem tata. I trafia do ciotki, która wszystko postrzega przez pryzmat obowiązku… Prosto do  pokoiku bez dywanów ani obrazów, w którym nie wolno jej otwierać okien.

Wiesz, kiedy szukasz czegoś, z czego możesz się cieszyć, to zapominasz o innych rzeczach, np. lalce, którą chciałaś mieć.

To Pollyannę wraz z innymi ulubionymi książkami przywiozła nam Marta z Belgii. Dwadzieścia lat temu zabrała je z rodzinnego miasta do Brukseli, a teraz przekazała nam. Ze stosika jej ulubionych dziewczęcych lektur, wzięłam Pollyannę i… wsiąkłam absolutnie. I oczywiście, od razu zaczęłam grać w zadowolenie.

Tak to jest! Gram w tę grę… ale tym razem nie zdawałam sobie z tego sprawy. To się często zdarza, gdy człowiek się wdroży… szukając powodów do zadowolenia. A znaleźć je łatwo, jeśli się to długo robiło.

W Piśmie św. aż 800 razy zalecają radość!

Czytałam Pollyannę dawno, dawno temu. I nie pamiętałam wielu rzeczy. Ba, zapomniałam wszystko – nawet grę w zadowolenie. A tym bardziej, fragment o tym, że mała Pollyanna, jako córka pastora – wiedziała od swego taty, że w Biblii jest tak wiele o radości… Łącznie 800 razy natchniony autor przekonuje, że radość jest ważna i trzeba się cieszyć. I ta dziewczynka bardzo wzięła to sobie do serca.

To chyba mój ulubiony moment: kiedy Pollyanna postanawia spać na dachu 🙂

Cieszyć można się w każdej sytuacji? (tak, jest tylko 1 wyjątek)

Pollyanna miała chyba do tej radości jakiś wrodzony talent. Dosłownie w każdej sytuacji potrafiła znaleźć powód do zadowolenia. Dostała drewniane kule zamiast lalki? Cieszyła się, że nie są jej potrzebne, bo może chodzić (biegać, tańczyć). To od tego wszystko się zaczęło…

Co więcej, gry w zadowolenie uczyła każdego, kogo spotkała. Pod wpływem zmiany spojrzenia – w życiu tych osób pojawiało się zupełnie nowe światło. Odkrywali, że co by się nie działo, choćby niewiadomo jak smutnego, to można powiedzieć sobie: „tak, ale… (i wymieniać powody do radości)”.

Sama Pollyanna przyznała raz, że gra w zadowolenie nie sprawdza się tylko w jednym przypadku – gdy ktoś umiera. A dokładnie: gdy jest pogrzeb.

Płacz Pollyanny

Kiedy tak sobie czytałam, dotarłam do momentu, gdy Pollyanna płakała w swoim pokoiku. Zamiast spać. Bo bardzo, bardzo nie lubiła być sama.

Tak. I dzięki temu po raz pierwszy dotarło do mnie, że nawet Pollyanna miała gorsze chwile. Że też się bała, tęskniła, cierpiała. Nawet pomiędzy wielkimi tragediami, które przeżyła — śmiercią rodziców a stratą władzy w nogach. Pomiędzy tymi zdarzeniami była jak promyk, który rozświetla przestrzeń wszędzie, gdzie tylko się znajdzie, a… płakała.

I ten płacz Pollyanny to kolejny dowód na to, że płacz zdarza się  nawet najbardziej optymistycznemu dzieciakowi na świecie (a więc i optymistycznemu dorosłemu — też może).

Uwielbiam tę dziewczynkę. Za to, że karę traktowała jako nagrodę, czym wprawiała w osłupienie i bezradność ciotkę. 

Zaczęłam się zastanawiać, którą z kar (dolegliwości z powodu złamania zasad) mogłabym potraktować jako nagrodę i dlaczego.