Lnica, czyli jak bezsensowne nabiera sensu (z cyklu: historie beztroskie)

Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę rowerową po lesie. Traf chciał, że większa część leśnych duktów na naszej trasie nie nadawała się do jazdy a raczej do prowadzenia rowerów. Pewnie dlatego, nieco zmęczeni, nie zatrzymaliśmy się nad zgrupowaniem niezwykłych kwiatków przed jedną z posesji na przedmieściach. Ale obiecaliśmy sobie, że w najbliższych dniach wrócimy przyjrzeć się bliżej tym roślinkom…

Dzień później padał deszcz. Ale dwa dni później, kiedy już obejrzeliśmy „Facetów w czerni” (pierwszy film 12+, który obejrzała Pięcioletnia), postanowiliśmy się ruszyć. Niby miałam wymówkę, bo łeb od rana pękał jak zły (organizm lojalnie uprzedził za pośrednictwem aury migrenowej, że będzie się działo)… Ale ustaliliśmy, że już się nasiedzieliśmy i należeliśmy, więc ruszamy.

Plotki przy płocie: róża z jaśminowcem 🙂

Aleją cienistą prosto za miasto

Mała na rowerze, Duży za nią trzyma kij, ja zamykam peleton. Tak, nie pelletron (rodzaj generatora elektrostatycznego) ani feretron (przenośny obraz religijny, obustronnie namalowany). Zawsze mi się te trzy nazwy mylą…

Mam najwięcej czasu, żeby podziwiać ciemną zieleń liści i kwitnące róże. Niestety te ogrodowe nie pachną jak dzikie. Za to pachnie jaśmin. A jak mijamy zabudowania, przy skrawku łąki to już czuć tylko ziemię, źdźbła i rumianek.

I muszę przyznać, że  zapach jaśminu – w rozsądnych dawkach – wcale nie przyprawia o ból głowy, a wręcz przeciwnie. Wręcz przeciwnie. Roztwór powietrza z zapachem jaśminu i rumianku koi ból głowy. Być może zwłaszcza przy energicznym marszu.

Tajemnicza nieznajoma

Dotarliśmy na mini łączkę. Na małym trawniczku kwitły rumianki, chabry (bławatki i łąkowe) oraz pewna tajemnicza nieznajoma. Trochę jak lwia paszcza, ale nie.

Po powrocie przetrząsnęłam sieć w poszukiwaniu nazwy. Na próżno. Tu mogła pomóc tylko Kaja. Osoba, która zna wszystkie rośliny i ptaki.

Przy okazji dowiedziałam się o istnieniu aplikacji Google Lens. Wrzucasz zdjęcie i po fotografii system rozpoznaje co na niej widnieje. Tylko, że ta aplikacja nie dała się wprowadzić w mój telefon.

W końcu okazało się, że tajemnicza nieznajoma na imię ma Lnica a na nazwisko Marokańska. I to dopiero za sprawą analogowego atlasu Kajowego.

Ojczyzną Lnicy jest Maroko, ale lubiła też zakwitać w Kaliforni. A teraz można ją spotkać w mińskim powiecie… Prawdopodobnie jej nasionka przypadkiem opuściły ogród i trafiły do łąkowej kompanii.

Sens czyli znaczenie

Podsumowując.

Jestem duma z Dziecka, które od razu zwróciło uwagę na roślinę dotąd nieznaną. Taką, której nazwa nigdy wcześniej nie padła podczas żadnej z włóczęg leśno-polno-łąkowych. Nawet z Kają.

Jestem dumna z nas, że dotrzymaliśmy słowa: obiecując, że wrócimy przyjrzeć się roślince – nie rzucaliśmy słów na wiatr. Miłe uczucie.

Spore znaczenie miało również wyjście na spacer w obliczu bólu głowy. Okazało się kojące.

Spało się zresztą po tym spacerze przesmacznie.

Mało? Dla mnie: mnóstwo. Ale podobno: „Każdy człowiek, żeby działać, musi być przekonany, że jego działalność jest ważna i pożyteczna. I dlatego w jakiejkolwiek człowiek znajdzie się sytuacji, nieuchronnie wytworzy sobie taki pogląd na życie ludzkie w ogóle, że jego działalność będzie mu się wydawała ważna i pożyteczna.” (L. Tołstoj)