O skarbie z miasta duchów, rozrywce przez duże R, policyjnym pościgu i nie tylko… Lipcowe i nowe – I love!

Choć może brzmieć to niewiarygodnie, każdy dzień lipca przynosi jakąś niespodziankę. Na przykład przedwczoraj Mała odkryła aksamit pałek wodnych. Moja kolekcja kamieni naturalnych powiększyła się o chryzokolę z miasta duchów i kilka innych cudownych okazów. A w niedzielę w parku szukała nas policja…

Do tego dochodzą przyjemności takie jak: wakacyjny numer Znaku (o zachwycie), wakacyjne ażetki i magiczne sztuczki. Choć to dopiero połowa miesiąca – dzieje się naprawdę sporo.

Chryzokola – w samym centrum szkatuły z moimi skarbami

Z zachwytem za pan brat

Podobno dobrze jest odkrywać zupełnie nowe wrażenia. Zdziwienie połączone z zachwytem nie jest zarezerwowane dla dzieci, choć faktycznie, to one być może mają najwięcej do odkrycia. Np. jak to jest wejść boso na schodki po których spływa z wielkim szumem woda – a taki w miejskim parku urządzili nam wodospadzik. Albo jaka miękka, beżowa watka wypełnia welurowy wałek wodnej pałki… A we wtorek Karol zabrał ją na wycieczkę samolotem – z Lublina do Warszawy lecieli niecałe pół godzinki a zachwytu było co nie miara!

Chryzokola z miasta duchów. Podobno ma moc zwiększania cierpliwości do dzieci… i w ogóle poprawia nastrój.

Ja zachwyciłam się z kolei prezentem w postaci przepięknych kamieni, które znalazł Dominik (lub jego tata, bo na poszukiwania skarbów jeździli we dwóch). Między innymi w Miedziance, która jest dziś miastem duchów – nikt a nikt tam nie mieszka. Stamtąd jest chyba najpiękniejszy okaz – chryzokola, na którą mogę patrzeć i patrzeć. Pierwszy raz w życiu mam okazję trzymać w ręku takie piękne agaty… Są tak gładkie, że nie znajduję porównania, bo lustro przy nich jest szorstkie jak koci języczek.

A wakacyjny numer Znaku w sam raz nosi tytuł Sztuka zachwytu. Zachwyt jest potrzebny, bo jest doświadczeniem, które kieruje naszą uwagę na zewnątrz. Nie do środka – jak smutek czy radość, ale na zewnątrz – jak wtedy gdy czujemy współczucie lub wdzięczność. Zachwyceni czujemy się szczęśliwi, choć w obliczu tego, co nas zachwyciło – sami schodzimy na drugi plan, stajemy się malutcy i wcale nam to nie przeszkadza…

Niektórzy teoretycy określają zachwyt jako emocję, która zmusza nas wręcz do przekraczania siebie. Smutek czy radość kierują nas w stronę własnego „ja”. Tymczasem emocje self-transcendentne, takie jak właśnie zachwyt, ale także współczucie czy wdzięczność, sprawiają, że kierujemy uwagę na zewnątrz […] Podejrzewa się, że te emocje mają wspólną ewolucyjną genezę – pojawiły się, by pomóc nam rozwiązywać problemy […] pomagają nam poczuć więź z ludźmi, zmuszają do wyjścia poza własne „ja”, zatem promują zachowania prospołeczne.

Przekroczyć to, co znane, Ania Cwajdzińska w rozmowie z Edytą Zielińską, „Znak” lipiec-sierpień 2021, s. 27 i 33

Wakacyjna Rozrywka przez duże R

Odkąd pamiętam moja mama rozwiązuje krzyżówki Rozrywki. Tak, są dużo trudniejsze od tych kolorowych panoramicznych, ale to nawet lepiej. Najbardziej lubię krzyżówki „od a do ż” („potocznie zwane ażetkami, szczególny rodzaj jolek, w których każdy odgadywany wyraz zaczyna się – albo kończy – inną literą, zwykle ujawnioną w objaśnieniu”).  Dlatego kiedy zobaczyłam wydanie specjalne Rozrywki z samymi ażetkami – musiałam wrzucić go do koszyka. I rozwiązuję, a jakże. Z mozołem, ale przecież nie spieszy mi się. Nie używam do tego internetu. Chociaż chyba inaczej nie odgadnę hasła „stan USA, z Montpelier”… z wirówki na pierwszej stronie. Pierwszy raz słyszę o miejscowości Montpelier, co tam w ogóle jest?

Prócz tego, do wakacyjnych rozrywek zaliczam:

  • codzienną wymianę bieżączek z Martą (nawet jak gadamy o wkur*iających rzeczach, to udaje się się mniej lub bardziej je oswoić – w każdym razie na pewno lepiej sobie pogadać z Przyjaciółką niż nie, zwłaszcza, że ostatnio nie możemy narzekać na nudę),
  • spotkania po latach (dziś jedziemy zapoznać Małą z pewną zwariowaną dziewczyną, żeby Małą wiedziała, że są takie Kobiety),
  • rwanie agrestu,
  • kradzież róż teściowej,
  • obserwację maciejki i nasturcji własnej uprawy,
  • naukę magicznych sztuczek

I pościg…

Żeby nie było – jestem przeciwniczką broni. I gdyby ktoś powiedział mi, że policja będzie mnie, moją rodzinę i rodzinę przyjaciół szukać po mieście za „posiadanie”… A jednak! Wszystko przez dwa pistoleciki asg. To takie repliki na kulki. Kulki, których w naszym parku jest pełno, więc chłopcy (dwóch w wieku 39 i jeden w wieku 7 lat) uznali, że nic się nie stanie jak znajdą ustronne miejsce i… potrenują strzały do paczki po papierosach na kiju. Szło im bardzo dobrze (chyba, bo z dziewczynami liczyłyśmy grzyby po deszczu), kiedy dwóch samozwańczych szeryfów (w stanie wskazującym na spożycie) uznało, że cała nasza siódemka zagraża życiu wszystkich, którzy – nagle mogą przybiec z oddalonego o km placu zabaw w naszą gęstwinę. Niestety zanim zorientowali się, że to asg a nie karabiny maszynowe – policja była już wezwana. Nie chciało nam się z gadać pijaczkami, którzy chcieli dołączyć do zabawy, więc pozbieraliśmy wystrzelane kulki (my nie śmiecimy) i postanowiliśmy iść na lody.

A oczywiście, że uwielbiam sobie nucić:
Mam jeszcze wiarę, odmieni się los
Znów kwiatek do lufy wetknie im ktoooooś

Szliśmy sobie główną aleją pomalutku (ja wciąż trochę kulawa), kiedy po parku zaczął krążyć radiowóz. W naszym tempie.

– Ej, może ich zatrzymamy i powiemy, że to my – zaproponowałam, ale pomysł się nie spodobał. Kolega w zeszłym tygodniu musiał zapłacić 50 zł za przejście w niedozwolonym miejscu i chwilowo nie miał ochoty na rozmowę z policją. A dzieciaki i tak były blade z emocji…

– Dobra, to uciekajcie, nie oglądajcie się na mnie, będę pomału kuśtykać i  jakby co, nie wydam was – to był mój pomysł nr 2. Który też się nie spodobał. W sumie chodziło mi tylko o to, by rozluźnić atmosferę, ale się nie zorientowali.

Radiowóz mijał nas trzykrotnie. Raz tuż przy lodach. Zastanawialiśmy się czy oni wciąż nas szukają… ale chyba nie szukali.

Niesamowite.