Dziś prawdziwych truskawek już nie ma?

Szczerze? Naprawdę dobrych truskawek nie jadłam od 20 lat. Dlatego mam na nie cholerną ochotę. Przed czerwcowo-ogrodowym party udało mi się kupić greckie. Nadawały się tylko do ozdoby patery z ciasteczkami. Siłą rzeczy temat sam się nawinął…

Wakacje po maturze. Pojechałam do koleżanki na wieś. Po śniadaniu zrobiłyśmy sobie spontaniczną wycieczkę rowerową. Miałyśmy wrócić na obiad, ale zeszło (zjechało?) się do zmroku. Ostatnim, tyle nieoczekiwanym, co cudownym punktem wyprawy okazało się pole truskawek. Które nas napoiło, nakarmiło i sprawiło, że… już żadne truskawki nie smakują tak jak tamte. Pewnie, że swoje zrobił głód, pragnienie, cały dzień na rowerze. Dlatego pisząc o naprawdę dobrych truskawkach sprzed 20 lat miałam na myśli te, które podjadałam rok po wizycie u Ewki.

Truskawki z ogryzkiem

Przykład? Biały, zdrewniały wiór w środku truskawki.

– Skąd te wióry? – pytam właścicielki zieleniaka.

– Taka odmiana – odpowiada. – Hiszpańska, proszę panią. Bardzo smaczna.

Faktycznie musiała smakować. Już bodaj w kolejnym roku lokalni rolnicy postawili na tę modną, hiszpańską odmianę. W polskim słońcu rosły jeszcze większe – pamiętam, że mogłam je jeść jak jabłuszka, zostawiając ogryzek z wióra.

Dziewczyny wczoraj uświadomiły mi, że tu nie chodziło o modę. A o unię. Nowe metody uprawy, odmiany, strategie sprzedaży.

Jak przez mgłę pamiętam jakąś aferę medialną z hiszpańskimi truskawkami w roli głównej. Nie pomnę o co chodziło, ale hiszpańskie truskawki znikły z polskiego rynku jak kamfora. Ich miejsce zajęły greckie. Albo greckie alias polskie. Alias unijne. Najczęściej jeden pies.

Guano-prawda: „Polskie truskawki” na tekturze

Dziś wielu z nas rusza na poszukiwania dobrych truskawek. Na targ. Pod market.  Szukamy truskawkowego smaku, zapachu i urody truskawkowej znanej sprzed lat. Tekturka z mazakowym napisem „Polskie truskawki” to obietnica, której wierzymy jak… guanie na jajkach sprzedawanych przez „baby ze wsi”. W chustkach na głowach sprzedawały „swojskie” jajeczka prosto z fabryki lokalnych potentatów drobiarskich. Dziś to samo robią „hodowcy truskawek”, którzy w zależności od sezonu sprzedają w tych samych miejscach fajerwerki, znicze, etc.

Wiosenne truskawki się sprzedaje, ale nie kupuje?

Szefowa Agnieszki ma plantację truskawek. Regularnie, od maja narzekała na moc roboty. Z przyjmowaniem Ukraińców do zbiorów, młynem ze sprzedażą… Kiedy raz Aga zaproponowała, żeby przywiozła te truskawki do pracy, bo każdy na pewno kupi przynajmniej jedną łubiankę, szefowa na to:

– Teraz? Nie ma mowy! Żebyście się potruły? Masz pojęcie czym ja to muszę pryskać? Nigdy nie kupujcie polskich truskawek do połowy czerwca!

Wczoraj nie zabrakło też głosu, że truskawki ruben są super. Bo z 2 kilo tylko 2 sztuki odpadły jako nadpsute. Znaczy: były dobre.

Wniosek: definicja dobrych truskawek to kwestia indywidualna.

W poszukiwaniu najlepszych truskawek

Kiełkuje we mnie myśl, żeby (po połowie czerwca) polecieć na jakieś truskawkowe pole. Spróbować znów jak smakuje polska truskawka rwana prosto z krzaczka. Nad morze będziemy jechać przez Kaszuby i zamierzam też zmierzyć się z legendą truskawek kaszubskich. Podobno najlepszych w Polsce…

A Wy co o tym wszystkim myślicie? Jakie truskawki są najlepsze? Kiedy ostatnio jedliście naprawdę dobre truskawki? I co to właściwie znaczy „dobre truskawki”?

fot. pixabay