Jak długo trwa teraz? To książka, która dostałam na urodziny z odpowiedziami na to i dużo więcej pytań. Tak czy siak – jedna z teorii mówi, że teraz trwa od bliżej nieokreślonego od, do bliżej nieokreślonego do. A czy to długo czy krótko – podobno zależy od zagęszczenia bodźców, jakie przetwarza mózg. Kiedy się na coś czeka – np. kiedy wreszcie Pomarańczowi Technicy naprawią masową awarię internetu – ma się poczucie, że czas się zatrzymał… Dziwnie jest.
Bez internetu dzień pierwszy.
Niedziela. Nawet fajnie. Przed pierwszą wiosenną burzą była naprawdę przyjemna pogoda. Odwiedzili nas mama z siostrzeńcem, w ogrodzie mauż z dziadkiem budowali drewniany domek dla Małej. Aż do tej burzy. Z ulewą głośniejszą nad gromy. Nie ma Netflixa. Mała ogląda MiniMini+ i reklamy zabawek, wkładek higienicznych i ekspresów do kawy… Wyłączamy wreszcie telewizor i siedzimy razem.
Wieczorem, już we dwoje zalegamy na kanapie, kiedy lecą Szybcy i wściekli 8. Cholera, zawsze myślałam, że to komedia w stylu Akademii Policyjnej lub Straży wiejskiej… Okazało się, że wskazuje na to nie tylko tytuł filmu. Chociaż sceny, dialogi i intencje aktorów wskazują chwilami na kino akcji lub melodramat – gapię się w to jak w nieśmieszną komedię. I czuję się jak kiedyś – mimo że oni tam są naprawdę szybcy i wściekli – ten film trwa i trwa…
Potem czytam Jak długo trwa teraz.
Na bezneciu, dzień drugi
Poniedziałek. I jak na letnisku w latach 90-tych… Jak na złość, Mała poleciała do przedszkola. No ale dobrze, że nie ma lekcji on-line, jak mały sąsiad. Bo u sąsiadów też beznecie. Sprawdzam pocztę na telefonie. Jakoś klikam wiadomości do Przyjaciółki, chociaż pisanie na klawiaturze telefonu to moja pięta achillesowa, nie pomagają nawet te gotowe słowa. Z nikim więcej nie jestem w stanie tak rozmawiać.
Karol z ojcem budują domek. Ja czytam. Dokończyłam czytać dwie książki. Upiekłam bułki.
Próbujemy coś ustalić. Karol w czwartek ma oddać projekt. Jeśli ta zabawa potrwa dłużej – musi znaleźć sobie metę z internetem. Ustalenie czegokolwiek utrudnia Maks – głos, który zanim połączy nas z doradcą, musi poustalać własne, szczuczno-inteligentne „priorytety”. Wieczorem zalegamy przed tv, gdzie Dorota Szelągowska robi według scenariusza jakiś gruntowy remont a potem według tegoż scenariusza, właścicielka mieszkania nie może się wszystkiemu nadziwić i napłakać. Potem Szefowie-wrogowie. Twarze aktorów znam z Pudelka. Mimo że to komedia, rozbawia mnie tylko jedna scena – kiedy dwóch facetów zastanawia się który w nich miałby większe „rwanie” w więzieniu. Analizujemy sytuację przenosząc ją na własne podwórko – kto miałby w więzieniu bardziej prze*ebane: Karol czy jego szef, Maciek czy Michał, etc… Głupawka.
– Oj, jest dobrze – myślę przed snem. – Mamy prąd, wodę, maliny w zamrażalniku. Wszystko w porządku…
Bez internetu, dzień trzeci.
„Technikom” udaje się uruchomić internet na 10 minut by potem go wyłączyć i naliczać sobie czas na naprawę kompletnie nowej awarii. Proponują rekompensatę, którą już uszczęśliwili Karola w zeszłym tygodniu i ta usługa w jego przypadku nic nie daje. Technicy podobno pracują do 20. – Karol sugeruje, by ruszyli jakiś portfel, w którym mają oszczędności na opłacenie nadgodzin dla tych techników. Jak jest w firmie „pożar” to się pracuje więcej niż 8 godzin, nawet już parę ludzi z budżetówki to wie… Jedno jest niemal pewne: ci „technicy” na pewno nie są na własnej działalności gospodarczej. A ci przy pomarańczowych telefonach wiedzą tylko, że to awaria masowa (ale nie wiedzą co to znaczy, tj. ilu gospodarstw dotyczy – 10, 100, 1000 czy 1000000). I że technicy mają tym razem 36 godzin. A potem co? Zaczną odcinać palce ich dzieciom? A może rozpędzone lambordżini spowoduje kolejną awarię? Albo ich przełożeni nacisną jakiś guzik, który spowoduje kolejną pandemię? Zdecydowanie za mało pracuję a za dużo czytam i oglądam telewizji… Jednocześnie, mój mózg i tak ma zdecydowanie mniej bodźców niż przez ostatnie 20 lat.
Wtorek po południu. Już po awarii. Ale… jest jakoś dziwnie. Czy to się jeszcze kiedyś przydarzy? Trochę nie mogę się doczekać…
Dzień czwarty i… czwarta awaria masowa
A jednak! W środę doszło do czwartej w ciągu ostatnich 4 dni awarii masowych! Tylko, że jak klikałam z Przyjaciółką – mauż zorientował się, że mój telefon może mieć moc, której szukamy… A raczej moja sieć (nie jego dwie). Kolejny dowód na to, że: warto rozmawiać 🙂
🤗🤗🤗 I ta bułka…😋
Aż dziw bierze, że potrzebujący nie udali się w pielgrzymkę w poszukiwaniu internetu. 😀
Tyle dni bez internetu, szok. Ja telewizji nie oglądam wcale. Niestety syn na bajki patrzy.