Już dawno, dawno temu ukułam sobie podział na dwa rodzaje książek. Pierwsza grupa to takie książki, które po przeczytaniu bez żalu można zwrócić do biblioteki, przekazać na kiermasz lub oddać znajomym. Druga grupa to książki, które po prostu trzeba mieć w domu i już. Żeby móc do nich wrócić w każdej chwili. Sięgnąć po radę, inspirację, ważny cytat, fragment lub całość. Damy, dziewuchy, dziewczyny przeczytałam w jeden wieczór i… od razu wiedziałam, że przyda mi się jeszcze nie raz. Helenie też.
Zaczęłam czytać nie po kolei. Na pierwszy ogień poszła opowieść o Marii Komornickiej. Byłam po prostu ogromnie ciekawa jak autorka opowiedziała tragiczne życie tej postaci – dzieciom. OK, uważałam, że się nie da. Ja bym nie umiała… Ale jakże niepotrzebnie mierzyłam Annę Dziewit-Meller swoją miarą!
O Marii, która rozczarowała rodziców
To dzięki niej zrozumiałam jak bardzo dramat człowieka może zależeć od czasów, w których przyszło mu cierpieć. Że gdyby Maria żyła dzisiaj – może byłoby jej trochę lżej. Że może gdyby żyła jeszcze później niż my – jej szokująca biografia wyglądałaby zupełnie inaczej. Być może spaliłaby swoje suknie, ale już nie wyrywałaby sobie zębów. Nie byłaby tak samotna jako ktoś „inny”. Jej rodzina była tą innością rozczarowana tym bardziej, że Maria – jako genialne dziecko – miała wyrosnąć na kobietę godną podziwu. Ale „zwariowała”. Pewnego dnia spaliła te suknie i obwieściła, że nie jest już Marią a Piotrem.
Jak pachniało w sieni dworu? Poetria Elżbieta zaprasza do siebie
Na drugi ogień poszła opowieść o Elżbiecie Drużbackiej (1695 – 1765). O tym jak bardzo zdolna była to pani, dowiedziałam się dopiero na drugim roku studiów – podczas wykładów i ćwiczeń nt. literatury oświecenia. Moja córka dowie się wcześniej… Że dawno, dawno temu, kiedy jeszcze w sieniach dworskich suszyły się bukiety rumianku, dziurawca, krwawnika, mięty i kopru – żyła pani Elżbieta. Wielka poetka, która w swych wierszach znakomicie pokazywała słabości charakterów (plotkarzy, wiecznie niezadowolonych malkontentek czy chytrych biskupów). A jak pięknie opisała wszystkie cztery pory roku! Co ważne, w dawnych czasach nie było tak wiele kobiet piszących słynne wiersze… To, co przynosiło sławę, długo rezerwowane było głównie dla panów i przez panów (tak jakby dziewczyny nie potrafiły być jeszcze zdolniejsze!). A Drużbacką, nawet mężczyźni zwali najprawdziwszą „poetrią”…
No i Simona
Trzecią w kolejności opowieścią na tapecie była historia o prof. Simonie Kossak. Wiecie, co? Kiedy latem idzie się do jej leśniczówki w Puszczy Białowieskiej – komary naprawdę tną jak szalone. Jej to jednak w niczym nie przeszkadzało. Jej nie przeszkadzała nawet Żabka, czyli ogromna locha wylegująca się na dywanie w sypialni. W ogóle dom miała pełen zwierząt. A wokół siebie i w sercu: Puszczę pełną istot. Tak wybrała (choć jako świetnie urodzona i zdolna dziewczyna mogła robić karierę w każdym ośrodku naukowym).Kiedy już myślałam, że A. Dziewit-Meller nie zaskoczy mnie niczym na temat prof. Kossak – bach! Nie miałam pojęcia (albo kompletnie zapomniałam), że to pani Simona opracowała specjalny odstraszacz, który miał chronić zwierzęta przed śmiercią pod pędzącymi pociągami! Taka była.
***
Damy, dziewuchy, dziewczyny to wspaniała lektura dla dam, dziewuch i dziewczyn, które:
- nie chcą się uczyć (proponuję zacząć wtedy od rozdziału poświęconego Marii Skłodowskiej-Curie), albo:
- marzą o karierze naukowca, albo:
- chcą zostać wybitnymi artystkami (malarkami, poetkami, architektami),albo:
- zastanawiają się czy warto realizować marzenia, albo:
- wątpią w sens zmieniania świata na lepszy, albo:
- napotykają na swej drodze do celu piętrzące się trudności…
Bohaterki książki pomogą! Prócz opowieści o Marii Komornickiej, Elżbiecie Drużbackiej i prof. Simonie Kossak przeczytacie tu również o:
- średniowiecznej okrutnicy Świętosławie,
- Jadwidze Andegaweńskiej (kobiecie – królu),
- pierwszej kobiecie – chirurgu – Magdalenie Bendzisławskiej,
- Izabeli Czartoryskiej – wielkiej kolekcjonerce,
- Marii Skłodowskiej-Curie – naukowej mistrzyni świata,
- Narcyzie Żmichowskiej – nauczycielce i feministce
- Zofii Stryjeńskiej – wybitnej malarce,
- Krystynie Krahelskiej, dzięki której mamy warszawską Syrenkę,
- Krystynie Skarbek, która była prawdziwym szpiegiem,
- Stefanii Wilczyńskiej i Irenie Sendlerowej (największych bohaterkach),
- Barbarze Hulanicki (projektantce mody, u której ubierała się B. Bardot czy Beatlesi),
- Wandzie Rutkiewicz (królowej najwyższych gór).
Żeby było jeszcze ciekawiej – do świata każdej z tych niezwykłych postaci, za każdym razem zaprasza Was Heńka Pustowójtówna. Mała ale dzielna dziewczyna, którą również warto poznać, bo była… najprawdziwszym powstańcem styczniowym! Dzięki autorce Dam, Heńka okazała się również wspaniałą narratorką. Jej opowieści powstały z myślą o dzieciach w młodszym wieku szkolnym (7-12 lat), ale te nieco starsze również się powinny się nudzić. Te, które dawno skończyły szkołę – prawdopodobnie tym bardziej docenią ten pełen wdzięku, mocy i wiedzy podręcznik historii „w spódnicy”.
Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Znak wznowiło Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historię w spódnicy – w zupełnie nowej, kolorowej odsłonie. Nie do przegapienia. Do czytania dla otuchy i po inspiracje. Po wielokroć.
Ciekawe, od której z opowieści zaczęlibyście lekturę tej książki i dlaczego? A może uważacie, że zabrakło tu którejś z ważnych dam, dziewuch lub dziewczyn?
Zgadzam się, są książki z którymi rozstajemy się bez żalu i są książki, których oddania sobie nie wyobrażamy 🙂
Poszukam tej publikacji, o której piszesz 🙂
Oczywiście, też mam półkę z klasyką (Dostojewski, Kafka, Dumas, etc.). Z niektórymi rozstałam się bez żalu, ku uciesze pań z pobliskiej biblioteki:)
Książka pani Dziewit- Meller ( do niedawna publikującej w ”Tygodniku Powszechnym”, a teraz w ”Polityce”) zapewne jest ciekawa. Przeczytam więc i ja:)