Ten maj minął tak szybko. Może przez to, że taki deszczowy, zostawił po sobie majowy niedosyt? I nie, nie chodzi nawet o to, że nie zaliczyłam ani jednego grillowiska. Właśnie… może fajnie byłoby pogadać o tym, czego w maju nie zrobiliśmy i nie żałujemy?
Życie jest sztuką wyboru – mawiają. Jeśli czegoś nie zrobiliśmy, to najprawdopodobniej dlatego, że robiliśmy coś innego. Dlatego, że tak woleliśmy

„A kiedy będę dorosły, chcę zostać małym chłopcem”
(niestety nie zapamiętałam, czyje to słowa).
Nie widziałam jak mija maj w lesie
Tylko z daleka, zza szyby samochodu albo zerkając w bok, jadąc rowerem. Może trochę wstyd się przyznać, ale tego maja ani razu nie byłam w lesie. Nie widziałam od środka, jak las wzbiera liśćmi, a liście – soczystą zielenią.
Widziałam za to jak maj rządzi łąką. Jak pojawiają się dmuchawce i jak wiatr rozwiewa ich puch. I jak konie kochają majową trawę – nawet nie wiem do czego to porównać. Takie zgodne szaleństwo na punkcie jednego rarytasu.
Nie zrobiłam lemoniady z bzu
Jak tylko zakwitł bez, wyświetliła mi się rolka, jak ktoś zrobił lemoniadę z bzu. I miała tak piękny kolor – zwłaszcza gdy słój z tą lemoniadą unoszono pod słońce… Taki lila-róż, a w nim jeszcze te fioletowe gwiazdki. Czarujący widok.
Dla samego koloru chciałam spróbować i zrobić taką lemoniadę. W końcu nie zrobiłam, przed czym powstrzymały myśli o smaku. Może i jest jak napoju dla ogrodowych wróżek, ale… istniało ryzyko, że zapach będzie bardziej kosmetyczny niż do picia. I odpuściłam.
Za to często robiłam totalnie nie majowe galaretki. Mój ulubiony deser – w 100 smakach i na tysiąc sposobów.
Nie jadłam szparagów ani botwinki. Ha… ale dałam raz ukochanej klaczy buraki i wyglądała potem, jakby użyła szminki w kolorze red supreme!
Nie byłam ani razu na majowym
Chciałam, ale nie byłam. Ani w kościele, ani przy kapliczce na wsi okolicznej. Pewnie odpuściłam z lenistwa. Albo dlatego, że majowe jest o porze, kiedy ja po pracy ląduję w stajni.
Tak się złożyło, że nie byłam też na żadnej komunii. Tu nie miałam wyboru – w najbliższym otoczeniu brak dzieci 10-letnich.
W ogóle nie znalazłam się w żadnej wspólnocie połączonej duchowym wydarzeniem. Ani na żadnym innym spotkaniu, choćby wyłącznie towarzyskim. Wyjątkiem były urodziny Natalii w pracy, bo była i wspólnota i pyszności.
I – w pewnym sensie – warsztaty z fizjoterapeutką koni (też Natalią) też były w sumie wydarzeniem zbliżającym, tak. Do siebie nawzajem i do tych naszych rumaków przecież też.
Ach, no i przecież Dzień Matki! Piękna laurka z odważnym lwem, róża… A wcześniej seria komiksów kryminalnych, które Ośmioletnia tworzyła popołudniami i w których zaczytywałyśmy się co wieczór.
Czego w tym maju nie zrobiłeś/aś, ale nie żałujesz?
Najnowsze komentarze