Co w nas zostawi ten maj?

Ten maj minął tak szybko. Może przez to, że taki deszczowy, zostawił po sobie majowy niedosyt? I nie, nie chodzi nawet o to, że nie zaliczyłam ani jednego grillowiska. Właśnie… może fajnie byłoby pogadać o tym, czego w maju nie zrobiliśmy i nie żałujemy?

Życie jest sztuką wyboru – mawiają. Jeśli czegoś nie zrobiliśmy, to najprawdopodobniej dlatego, że robiliśmy coś innego. Dlatego, że tak woleliśmy 🙂

A cytat, który pokochałam w tym maju to:
„A kiedy będę dorosły, chcę zostać małym chłopcem”
(niestety nie zapamiętałam, czyje to słowa).

Nie widziałam jak mija maj w lesie

Tylko z daleka, zza szyby samochodu albo zerkając w bok, jadąc rowerem. Może trochę wstyd się przyznać, ale tego maja ani razu nie byłam w lesie. Nie widziałam od środka, jak las wzbiera liśćmi, a liście – soczystą zielenią.

Widziałam za to jak maj rządzi łąką. Jak pojawiają się dmuchawce i jak wiatr rozwiewa ich puch. I jak konie kochają majową trawę – nawet nie wiem do czego to porównać. Takie zgodne szaleństwo na punkcie jednego rarytasu.

Nie zrobiłam lemoniady z bzu

Jak tylko zakwitł bez, wyświetliła mi się rolka, jak ktoś zrobił lemoniadę z bzu. I miała tak piękny kolor – zwłaszcza gdy słój z tą lemoniadą unoszono pod słońce… Taki lila-róż, a w nim jeszcze te fioletowe gwiazdki. Czarujący widok.

Dla samego koloru chciałam spróbować i zrobić taką lemoniadę. W końcu nie zrobiłam, przed czym powstrzymały myśli o smaku. Może i jest jak napoju dla ogrodowych wróżek, ale… istniało ryzyko, że zapach będzie bardziej kosmetyczny niż do picia. I odpuściłam.

Za to często robiłam totalnie nie majowe galaretki. Mój ulubiony deser – w 100 smakach i na tysiąc sposobów.

Nie jadłam szparagów ani botwinki. Ha… ale dałam raz ukochanej klaczy buraki i wyglądała potem, jakby użyła szminki w kolorze red supreme!

Nie byłam ani razu na majowym

Chciałam, ale nie byłam. Ani w kościele, ani przy kapliczce na wsi okolicznej. Pewnie odpuściłam z lenistwa. Albo dlatego, że majowe jest o porze, kiedy ja po pracy ląduję w stajni.

Tak się złożyło, że nie byłam też na żadnej komunii. Tu nie miałam wyboru – w najbliższym otoczeniu brak dzieci 10-letnich.

W ogóle nie znalazłam się w żadnej wspólnocie połączonej duchowym wydarzeniem. Ani na żadnym innym spotkaniu, choćby wyłącznie towarzyskim. Wyjątkiem były urodziny Natalii w pracy, bo była i wspólnota i pyszności.

I – w pewnym sensie – warsztaty z fizjoterapeutką koni (też Natalią) też były w sumie wydarzeniem zbliżającym, tak. Do siebie nawzajem i do tych naszych rumaków przecież też.

Ach, no i przecież Dzień Matki! Piękna laurka z odważnym lwem, róża… A wcześniej seria komiksów kryminalnych, które Ośmioletnia tworzyła popołudniami i w których zaczytywałyśmy się co wieczór.

Czego w tym maju nie zrobiłeś/aś, ale nie żałujesz?