Czasem bardzo brakuje mi czekania na list. Taki w kopercie ze znaczkiem. Którą trzeba równiutko otworzyć albo rozedrzeć jednym szarpnięciem. Wiadomo — zależy od kogo. Jeśli od przyjaciółki, która właśnie nowicjat u urszulanek — to otwierać starannie. Jeśli od ukochanego chłopaka, który tygodniami siedzi we Włoszech i tylko dzwoni… to rozerwać, natychmiast. Trzęsącymi się rękami. Tylko żeby nie zniszczyć listu.
Najwięcej listów pisałam i dostawałam w czasach szkoły średniej. Z Łodzi, z Częstochowy, z Mińska Mazowieckiego, z Rawenny. Mam je wszystkie. Oczywiście, że tak.
Dziś nie pamiętam, kiedy ostatni raz napisałam list. Ani kiedy dostałam (nie licząc tych urzędowych). A Ty?
Listy odręczne: kiedyś było lepiej czy nie?
Kiedy teraz piszę z bliskimi przez messenger czy whats app — to zupełnie co innego. To dialog. Często serdeczny, ale taki bardziej tenis: wiadomość — wiadomość. Brakuje strumienia z iksem akapitów, do których potem można się odnieść. Jak odpisując na list.
Pewnie, że lepiej, bo tak można porozumiewać się szybko, od razu. Pytanie-odpowiedź. Ha ha — ha ha. Wiadomość — reakcja.
Z drugiej strony ktoś, kto pisał list, siedział nad kartką z długopisem i myślał dłużej. Nad całą kompozycją. Jak zacząć, co zawrzeć, jak zakończyć… Och, cóż to była za rozmowa ze sobą samym i adresatem listu naraz!
Trzymając pióro lub długopis, łapał ten ktoś dużo mocniejszą koordynację ręka-umysł.
Trzeba było bardziej przemyśleć każde słowo… Czasem nawet każdą literę. Żeby nie było wielu skreśleń (a najlepiej wcale).
Dziś dialog pisany przez telefon czy klawiaturę nie ma w sobie nic z rytuału pisania listów. I chyba tak nam właśnie pasuje najbardziej, skoro — właśnie z tego sposobu komunikacji korzystamy na co dzień. Zapomniawszy zupełnie, jak to jest pisać i dostawać „prawdziwy list”.
Dzień pisania listów: do kogo?
Jeszcze gdyby żył Włodzimierz, to napisałabym do niego.
Z pozostałymi bliskimi jestem na tyle blisko, że gadam bezpośrednio, na żywo. Z tymi, co akurat przebywają dalej — przez telefon lub piszę przez mg lub wa.
Ze znajomymi wiemy, co u siebie słychać przez Fb (oczywiście mniej więcej).
Nie wiem, naprawdę nie wiem, do kogo miałabym napisać list.
Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to tak jak dawniej (bo bardzo mnie to fascynowało) – śladami Emilki ze Srebrnego Nowiu — napisać list do siebie. Np. do siebie 45-letniej. Albo do siebie, którą będę w przyszłym roku. Albo miesiącu. Albo nawet tygodniu. Długi, prawdziwy list. Jak jest, co bym chciała, by ta Luiza z przyszłości wiedziała od Luizy z przeszłości. Być może właśnie tak zrobię.
A Ty do kogo możesz napisać list? W każdej chwili, bez czekania na Dzień Pisania Listów (9 października).
Czy z jakąś szczególną pieczołowitością przechowujesz któryś z otrzymanych listów?
Co sądzisz o napisaniu listu od siebie-teraz do siebie z przyszłości?
Najnowsze komentarze