Czy są słowa, na które natykamy się częściej niż na inne? Skąd to wynika? No właśnie. Z tych, które słyszę i czytam stanowczo za często, wyłoniłam 5. I uważam, że to te modne wyrazy są używane zbyt pochopnie.
Toksyk. Narcyz. Trauma. Dramat. Manifestować coś. To są pojęcia, które z pewnością warto rozumieć. Ale czy na pewno warto mieć z nimi do czynienia minimum 24 razy na dobę? Czy to są jakieś frazy kluczowe dla naszego współczesnego świata? Mam wrażenie, że tak…
Toksyk
Kariera toksyczności zaczęła się dawno. Bodaj od pojawienia się książki Toksyczni rodzice (pierwsze wydanie: 1989 rok). Ale dopiero od kilku lat uczymy się nazywać toksykiem każdą osobę, która nam się nie podoba lub popsuła nam nastrój.
Toksyna to trucizna, po kontakcie z którą: boli, rzyga się albo się ma sraczkę. Zatrucie może być również śmiertelne.
Owszem, można powiedzieć, że wszystko jest trucizną, nawet lekarstwo stosowane w nieodpowiednich dawkach. Ale żeby się zatruć, trzeba to żreć, dotykać tego, wdychać. Może być też tak, że ktoś nas podtruwa lub truje – w tajemnicy lub jawnie.
Nawet cukier i sól to podobno trucizna.
Trucizna może uzależniać, tak (alkohol, dragi – to trucizna, która do czasu daje fajne efekty).
Podsumowując, toksyk to osoba, która:
- sprawia, że fizycznie i psychicznie czujemy się gorzej/źle albo najpierw dobrze, a potem gorzej/źle
- uzależnia od siebie (ciągnie nas do niej albo on/a celowo działa tak, żeby nas ciągnęło)
- myśli o sobie, nie Tobie.
Narcyz
Narcyz i toksyk to niemalże to samo. Z jedną różnicą – toksyk ma niskie poczucie wartości (choć to ukrywa), a narcyz – ohoho. Uważa, że jest:
- piękniejszy niż inni,
- mądrzejszy niż inni,
- lepszy niż inni,
- ważniejszy niż inni,
- uprzywilejowany (w związku z tym, co wyżej).
Podobno to może być choroba genetyczna. I podobno osobowość narcystyczną można leczyć. Ale. Chyba nie wszyscy, których spotykamy kwalifikują się na terapię narcyzmu – mam wrażenie, że osób o zaniżonym poczuciu własnej wartości jest o wiele więcej niż narcyzów, o których mówi się tak dużo, jakby stanowili 90 procent populacji.
Trauma
Trauma znaczy tyle co rana. Jednakże nie zawsze rany bywają groźne. Jakoś przyzwyczaiłam się, że trauma to taka rana, którą wywołuje absolutnie wielki szok. Wojna. Widok ciała w kawałkach. Umierające wbrew naturze dziecko. Rana, którą zrobiłam sobie ostrym papierem czy gałązką jeżyny to nie jest trauma, w tym znaczeniu. Oczywiście mogę wyolbrzymiać, że rana zadana kartką jest bardziej bolesna niż poród, ale nie widzę sensu. Pewnie, że każdy ma swoją wrażliwość. Ale drażni mnie wrzucanie wszystkich Traum i traum do jednego worka.
Dramat
Tu już bardziej chodzi o nagłówki z tabloidów. Rodzinny dramat. Dramat głodzonego 13-latka z Ostrołęki. Dramat Piotrusia z Przemkowa. Dramat Kamilka z Częstochowy. Właśnie, przecież po dramacie Kamila już nigdy więcej dramat dziecka miał się nie wydarzyć… Patole mieli się bać zajechania pod celą, a porządni obywatele chronić dzieci przed patolami. I co? I nic.
Manifestować coś
Okazuje się, że manifestować coś, znaczy tyle, co wizualizować sobie to coś. Na przykład spełnienie marzeń. Mocno, energicznie maszerując, ze śpiewem na ustach, z transparentem? Tego nie wiem… Nie wiem też na ile taka manifestacja jest tożsama z demonstracją (demonstrowanie to pokazywanie, np. jak coś działa). Podobno dziś bez manifestowania czegoś, nie masz szans, by to mieć…
Najnowsze komentarze