Świąteczne niedoczekania (czyli marzenia ściętej głowy)

Przedświąteczny tydzień w istocie ma specyficzny urok. I jednocześnie to oczekiwanie potrafi łączyć się z niedoczekaniem. Kilka przykładów z życia? Niżej.

Za wysokie

Dziś przyszły moje buty ujeżdżeniowe. Wymarzone, wysokie, sznurowane, ech… Sprawiłam je sobie w prezencie nie tylko po to, by jeździć w nich konno, ale i chodzić w nich w sezonie jesienno-zimowym. I co? Zabrakło mi centymetrów na odcinku stopa-kolano. Gdyby te z obwodu łydki dołożyć do tej długości — byłoby idealnie. Lecz nie jest. I nie będzie.

Nigdy tego nie spróbuję

W mediach brytyjskich królują artykuły dotyczące oszczędności. Wiecie w stylu: kupiła 10 bombek i jeszcze na tym zarobiła. Albo: w X kupiła dzieciom prezenty za pół darmo. Albo: oto jak wykorzystuje resztki z obiadu. Co i raz widzę tego typu rewelacje również na rodzimym podwórku. Przykładem takiej oszczędności jest pomysł… zrobienia z sałatki jarzynowej zupy krem. Tak, z tej sałatki jarzynowej z majonezem. Nie. Niedoczekanie.

Śnieg

Jeśli chodzi o białe święta, pogodziłam się już z tym, że to raczej wykluczone. Coś tam ma padać, ale nie na pewno, więc lepiej nastawić się, że na zewnątrz panować będzie śródziemnomorska zima.

Niedoczytanie

Miałam ambitny plan podoczytywać do końca roku wszystkie pozaczynane książki, ale… nie ma opcji. I wiedziałam to już w połowie grudnia, czyli wtedy, gdy istniał jeszcze cień nadziei.

Życzenia w kopertach

Oczywiście nie dostanę też ani jednej kartki świątecznej. I wcale nie dlatego, że braki kadrowe na poczcie. Niestety, zwyczaj ten zanikł całkowicie. I już żadnych życzeń nie można wziąć do ręki, przybliżyć do światła.

W świętym spokoju

Ale. Prędzej dostanę stos kartek (z Łodzi, Mińska, Gorzowa), niż nie pokłócę się z domownikami. W przedświątecznym czasie lubią tracić bowiem wszelkie podobieństwo do domowików (duchów opiekuńczych stojących na straży tego co w domu i zagrodzie).

Wigilijna wyprawa

A à propos domu i zagrody. W związku z tym, że w obejściu nie mamy obory ani stajni, plan jest taki, że po kolacji wigilijnej ruszymy do lasu. Do paśnika. Drogą leśną, którą jeżdżą czołgi. Którą (nawet jeśli przestanie padać deszcz) brnie się w błocie po pas. Ale nic nie jest w stanie nas powstrzymać. Mamy już marchewki i jabłka.

A Ty co byś teraz chciał/a, ale nie ma opcji? Oby wszelkie niedoczekania i marzenia ściętej głowy zostały wynagrodzone sowicie przez to, co wszyscy zdołamy zobaczyć, usłyszeć i poczuć w Boże Narodzenie.