Najczęściej zdarza się w roztargnieniu. Albo właśnie wręcz przeciwnie — w skupieniu, tylko na czymś innym. Nigdy nie pamiętam czy do wielozadaniowców należą kobiety, czy mężczyźni. Bo niby to kobiety częściej potrafią robić więcej rzeczy naraz, ale jestem doskonałym przykładem na to, że wcale niekoniecznie.
Szampon w lodówce (zasłyszane). Dupka ogórka kiszonego w kieszonce na tabletkę w zmywarce (moja córka). Mąka zamiast cukru pudru. Nos w nie swoich sprawach. Albo pędzelek w kawie lub herbacie… To ostatnie zdarza mi się ostatnio najczęściej.
Susy uwagi
Kto potrafi naprawdę robić dwie lub trzy rzeczy na raz – niech pierwszy rzuci kamień.
Pamiętam, że dawno, dawno temu na studiach, profesor od psychologii tłumaczył nam, że podzielność uwagi polega na tym, że sprawnie przeskakuje z jednego na drugie, a nie że jednocześnie skierowana jest na dwie rzeczy. Dlatego robienie kilka rzeczy naraz może tak męczyć. Już samym tym przeskakiwaniem…
Blat pełen szkła
Odkąd pamiętam na moim biurku, prócz stosu papierzysk (dawniej), laptopów (aktualnie), stały przynajmniej trzy kubki. Kawa, herbata, woda. To w wersji podstawowej, bo latem jeszcze herbata zielona, miętowa i woda z cytryną. W porywach tych kubeczków potrafi stać naprawdę dużo. Dlatego kiedy sobie ostatnio maluję – i dostawiam naczynka z wodą, pędzelki z farbą oczywiście notorycznie trafiają do kubka z kawą, herbatą, etc.
Im więcej spraw, tym trudniej o pomyłkę?
O tym, że idą święta nikogo nie muszę przekonywać. Co za tym idzie (za tym „iściem” świąt), sprawy będą się nawarstwiać. Ciekawe czy w związku z tym zdarzy się coś zabawnego lub permanentnie irytującego… Ponieważ coś trafi zupełnie nie tam gdzie trzeba.
Na przykład prezent.
Albo gałka muszkatołowa.
Albo słowo.
Przyznam się, że ostatkiem sił powstrzymuję się, by nie skomentować posta, ostrzegającego przez uzależnieniem dzieci od telefonów — bo w znakomitej większości udostępniają go te osoby, których dzieci jeszcze jako niemowlęta dostawały telefon. Już zaczynam pisać i… macham ręką. W sumie coraz mniej lubię wsadzać nosa w nieswoje sprawy. Ani swoich pięciu groszy. Szkoda czasu i atłasu. W irytacji też można włożyć coś nie tam, gdzie trzeba.
Poza tym uważam, że wsadzanie w łapy dzieciakowi telefonu jest bez sensu. Ale przyznaję: tak, nasza Pięćipółletnia miała dostała już telefon z 5 razy w życiu (od lata br. i żeby łapać pokemony).
Co ostatnio włożyliście nie tam gdzie trzeba? I nie że do jakieś innej przegródki, ale w ogóle w miejsce totalnie inne niż należy? Czy to raczej rozbawiło czy zdenerwowało? A może już nawet obeszło się bez reakcji, bo nic to dawno przestało wywoływać emocje?
W związku z nadchodzeniem Bożego Narodzenia, życzę by zdarzały się wyłącznie zabawne pomyłki. I Tobie, i Twoim bliskim. Czy to w skupieniu, czy w roztargnieniu, czy w irytacji.
L.
Najnowsze komentarze