O „Siekierezadzie albo Zimie leśnych ludzi” jak o książce na lekką zimę

Niech będą pochwalone cudne manowce… Ostatni raz Siekierezadę albo Zimę leśnych ludzi czytałam w zachwycie jako szesnastoletnia panna. Kolega z klasy, który chyba był we mnie wtedy trochę zakochany, pisał do mnie listy cytując tę Siekierezadę. A na pierwszym roku studiów prowadzący zajęcia z poetyki obraził Stachurę następującymi słowami: „Stachura? Podobno pisał niezłą prozę…”.

Wtedy odebrałam to jak policzek (przez całe liceum zaczytywałam się w Stachurze). Ale niedługo potem przyszło mi zanurzyć się w artyzmy prawdziwych klasyków literatury. A nie jakiegoś tam Stachury. Kiedy po blisko 25 latach znów czytałam Siekieradę, byłam zdumiona, jak słowa z tej książki potrafią żyć w człowieku… A jak słowa, to i całe sytuacje, wiadomo.

Kadr z filmu Toporiada (npdst. Siekierezady)

Sosny w wieku rębnym lub sosny poległe

Powiedzonko „W wieku rębnym” jest słabe, prawie każdy gdzieś to słyszał i powtarzał z rubasznym wyrazem twarzy. Nawet nie mając pojęcia, że to z Siekierezady. To tam sosny gotowe do wyrębu były w wieku rębnym (nie, nie chodziło o dziewczyny) albo poległe (kiedy już ścięte leżały czekały na okorowanie i porąbanie).

Od machania siekierą na wyrębie lasu wziął się zresztą tytuł książki. Ale i od machania siekierą na zabawie Remizie Och. Straży Pożarnej też. Pewnie wielu kojarzy się również z Szeherezadą i pewnie tak ma być. A druga część tytułu: zima leśnych ludzi, nawiązuje do Lata leśnych ludzi M. Rodziewiczówny, które Janek Pradera wypożyczył w obwoźnej bibliotece. Właśnie zimą, jako jeden z pracowników sezonowych zatrudnionych przy wyrębie lasu.

Już w związku z samym tym tytułem mamy gotową propozycję opowieści w sam raz na zimę…

Książka na zimę: Zima leśnych ludzi

Wszystko zaczyna się pewnej zimowej niedzieli. Dokładnie tej, której Zbigniew Cybulski zginął pod kołami pociągu (8 stycznia 1967). I dzieje się zimą – w lesie, w wiosce, po białych od śniegu drogach. A także w izbie przy kominku, ale nie takim jak dziś widzimy na zdjęciach na IG – tylko dawnym. Dlatego jeśli ktoś chce sobie pobyć w takiej zimie, to Siekierada pewnie mu się spodoba.

Ale nie tylko piece i zimy były dawniej inne – inne były całe czasy i całe lasy. Nikt nie rzucał się jak wesz na grzebieniu, kiedy ścinano drzewo. Nawet tacy jak Janek Pradera wrażliwcy. Kiedyś 2 km przeszedł przez las po samych drzewach… Aż mu ukochana zejść kazała. On często wraca do tego co było przed tą zimą. Bo strasznie tęskni do tej swojej Gałązki Jabłoni. Mężczyzn, którzy nazywają swoje ukochane w ten sposób chyba też już nie ma – tak jak drzew ściętych w PRL. I już dawno nikomu ich nie żal.

Serce ściska, wyciska łzy śmiechu

Naprawdę nie wiem czy Siekierezada może się teraz komukolwiek podobać. Ja przepadam, ale mam do niej stosunek osobisty. Nie powtarzam powiedzonka „w wieku rębnym”, ale:

  • tończyk (zamiast: tuńczyk)
  • majonezy (zamiast: potrawy z majonezem)
  • pieniędzory (zamiast: pieniądze)
  • cudne manowce (zamiast: westchnięcia)

… mówiłam i mówię. A teraz jeszcze będę mówić i tak:

  • łodygowata wiotkość w nogach (zamiast: nogi jak z waty)
  • delikatny i cichy, że nocą do nocnika szcza po nodze (zamiast: przesadnie ostrożny)
  • po drabinie się idzie do nieba, ale i do piekła po drabinie się schodzi (zamiast: nic tak od razu się nie dzieje).

Po lekturze, sugeruję czytać Siekierezadę w dobrym lub umiarkowanie dobrym nastroju – raczej nie w złym. Bo dużo tam kapturowej mgły, z którą bohaterowi bardzo trudno sobie poradzić. I wtedy może się zrobić jeszcze smutniej.

Różne cytaty z Siekierezady

Wolę jeszcze iść niż tkwić.

Nie ma, nie może być słynniejszej muzyki od tej, kiedy w piecu huczy ogień, a za oknem duje wiatr. Kiedy w piecu trzaska żywica, a za oknem dujawica.

Ślepy jestem ciągle, ciągle ślepy. Wydaje mi się, że mam tysiąc oczu, ale ile z tego jest zamkniętych i czeka na radosne migotliwe zachwytliwe otwarcie ich lub, Boże mój na otwarcie ponure, przerażające, czernią ślepiące, bólem zabijające. Wydaje mi się, że widzę wszystko, całą nędzę i całą wielkość, a nie widzę często, że depczę po cudach moimi gumowcami.

– A ja wczoraj poszła na pierzaczki. W dziesięć bab my darły i nadarły my jakieś pięć kilo.
– To dobra pierzyna – mówię.
– Duża pierzyna. Bo tak to cztery kilo wystarczy.
– Na poduszkę chyba dużo mniej trzeba?
Na poduszkę trzeba tyle samo co na pierzynę. Pierzyna większa, ale poduszka twardsza być musi. Ubita.

Machać siekierą każdy wawrzon. Każdy frajer potrafi i nie musi od razu być kulturystą, którym prześmiesznie wystają ramiona z barków, jak niektórym nieszczęśnikom wystają z ust zęby przednie.

– Dobrze się rzyga po zimnych nóżkach – zauważył naukowo Peresada.