Ania z Zielonego Wzgórza: 5 cytatów, które podnoszą na duchu, czyli klasyka zamiast poradnika

Kompletnie nie pamiętałam, że Ania Shirley lubiła szare renety. Choć czytałam Anię z Zielonego Wzgórza nie raz – za każdym razem ta dziewczyna ma dla mnie jakąś niespodziankę… Dużo przyjemniejszą niż kwaskowaty smak jabłek, które lubię, ale tylko w szarlotce.

Ilustracja autorstwa T. Zieleńca z mojego zaczytanego egzemplarza Ani z z Zielonego Wzgórza z 1992 roku…

Kiedy po latach znów czytałam Anię z Zielonego Wzgórza, jak nigdy wcześniej zobaczyłam w Mateuszu jakąś tragedię związaną ze spektrum autyzmu. Nigdy wcześniej nie zwróciłam też uwagi na poglądy polityczne Maryli i Mateusza – jako konserwatyści głosowaliby pewnie na PiS albo Konfederację (wpatrzona w Mateusza Ania w ciemno uznała, że skoro on jest konserwatystą, to ona też). W przeciwieństwie do przyjaciółki domu, Małgorzaty Linde, zwolenniczki liberałów (gdyby żyła dziś w Polsce, podobałoby się jej PO lub Lewica).

Wcześniej jakoś nie dotarło do mnie, że jako 11-letnia dziewczynka, Ania z Zielonego Wzgórza miała jedynie trzy (słownie: trzy) sukienki. Wszystkie zgrzebne aż do bólu. Że jej koledzy i koleżanki z klasy biegli do lasu na przerwie by znaleźć kawałek żywicy do żucia. I potrafiła wymyślić, że ametysty to duszyczki dobrych fiołków

Tak, najwyższy czas na cytaty.

Tym bardziej tęskni się do czegoś, czego się nigdy nie posiadało, prawda?

Wydaje mi się, że mądre o tyle, że czasem bardziej tęsknimy za tym, czego nigdy nie mieliśmy/przeżyliśmy niż za tym, co utraciliśmy. Patrzymy sobie na innych i: „O, żeby tak mieć takie nogi/pieniądze/wakacje/pasje – to byłoby coś!”.

Czy nie przyjemnie wiedzieć, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że tak cieszę się życiem…

Nic dodać. Analogicznie – bardzo nieprzyjemnie jest wiedzieć, że na pewno nic więcej nas nie zachwyci, nie zaciekawi, nie zaskoczy.

Świat jest taki ciekawy… Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o wszystkim wiedzieli, prawda?

Prawda, Aniu. Święta prawda.

Jak to świetnie, że tyle jest na świecie rzeczy do lubienia.

Spacerki i wygłupy z rodziną, pogawędki z przyjaciółką, spotkania z bliskimi przy stole lub w terenie, herbata z imbiro-miodowo-cytrynowa, piosenki Janis Joplin, ciepła kamizelka z frędzlami, Ania z Zielonego Wzgórza i… jakby się tak zastanowić, to: można wymieniać i wymieniać.

Wiem z doświadczenia, że prawie zawsze można się z czegoś cieszyć, jeśli się mocno tego pragnie. Tylko należy pragnąć naprawdę mocno.

To jest turbo trudne. Ale psychologowie twierdzą, że warto nauczyć się uśmiechać i stawać prosto jak człowiek, któremu ktoś co najmniej napluł w kieszeń. Wtedy do mózgu idzie info, że w gruncie rzeczy wcale nie jest tak źle…

Na koniec, w bonusie (bonusy są takie modne w sieci) – jeszcze jeden przyjemny cytat. Ze scenerią stworzoną do relaksowanki, która pozwoli się odprężyć nawet po dniu pełnym spięć i napięć:

Ach, oto wielka pszczoła wyfrunęła wprost z kwiatu jabłoni. Jakże cudnie musi być mieszkać w kwiecie jabłoni! Usypiać w nim, gdy wiatr kołysze do snu! Gdybym nie była człowiekiem, pragnęłabym być pszczołą i mieszkać w kwiatach.

A co tam, pójdę o krok dalej i zacytuję jeszcze jedno ważne zdanie. Tylko dlatego, że właśnie jest październik:

Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad! Proszę spojrzeć na te gałęzie klonu! Czy na ich widok nie doznaje Maryla dreszczu? Wielu dreszczy?

Nie jestem Marylą, ale uważam, że w październiku naprawdę można poczuć niejeden dreszcz – i wcale nie tylko z zimna. Serdeczności!