Kiedyś to było! Podobno, w jesienne i zimowe wieczory domownicy zbierali się w pobliżu źródła ciepła i światła by snuć opowieści. Niektórzy: cerując, przędąc, naprawiając sieci czy co tam jeszcze by zająć ręce. A opowieści były pewnie trochę prawdziwe, trochę zmyślone. Ale myślę, że świetnie zaspokajały i głód fabuły, i potrzebę bliskości. A dziś? Zamiast włączać wszystkie ekrany na raz, można zapalić światło tylko w jednym pokoju i… rzucić kośćmi. A kiedy już kości zostaną rzucone – wyczarować opowieść, która pochłonie bez reszty.
To już. Zimno i ciemność spędza nas z zewnątrz do jasnego i ciepłego środka. To idealny czas na snucie historii. Takich, od których zrobi się jeszcze cieplej i jeszcze jaśniej. Zanim opowiem o naszym ostatnim odkryciu – grze, która inspiruje do niezwykłych opowieści – chcę nadmienić o tym, co sprawia, że niektóre historie ujmują nas szczególnie. Według prof. Natalii Kucirkovej zależy to od:
- tego kim jest bohater (bohaterowie) – czy ma cechy, które odnajdujemy również w sobie lub w kimś kogo znamy (to ważne zwłaszcza dla dzieciaków!),
- co dobrego może wnieść opowieść w nasze życie – zwłaszcza rodzice szukają dla swych pociech książek o walorach edukacyjnych, poznawczych np. na temat emocji, relacji, etc.,
- atmosfery, która sprzyja pielęgnowaniu więzi – dobra opowieść to taka, która w efekcie nie oddala a pozwala zbliżyć się do ludzi ważnych w naszym życiu.
Co ciekawe – kosteczki Story Cubes pozwalają stworzyć historie, które spełniają wszystkie te warunki lepiej niż niejedna gotowa książka… Nie trzeba przedzierać się przez gęstwinę recenzji i opinii na temat książek, by zafundować sobie opowieść szytą na miarę indywidualnych potrzeb. W dodatku w atmosferze, która sprzyja bliskości.
Story cubes: zamiast paleniska
Długo chodziła za mną ta gra, oj długo… Pierwszy raz pomyślałam o niej kiedy jeden koleżka opowiadał jak kości z symbolami run pomagają mu w szukaniu rozwiązań. Pomyślałam, że symbole Story Cubes mogą mi się przydać do szukania pomysłów na teksty w chwilach totalnego otępienia.
Akurat wtedy Mała uwielbiała planszówki, do których dołączane były kostki do rzucania (rzucanie kośćmi było najfajniejsze samo w sobie). I opowiadane, wymyślane a nie czytane czy powtarzane, znane już bajki (z tą bajkową improwizacją dużo lepiej radził sobie Karol niż ja).
Miała wtedy 3 lata a na opakowaniu Story Cube pisali, że to od 6 roku życia, więc czekałam. I wytrzymałam rok. Okazało się, że 4-latka może ogarnąć zasady story cubes błyskawicznie. Są naprawdę proste…
Jak grać w Story Cubes?
Macie 9 kostek. Na każdej 6 obrazków. Nie zawsze oczywistych. Dlatego 54 rysunki tak naprawdę to moc możliwości w pokierowaniu fabułą opowieści.
W story cubes można grać… tak jak się lubi. Każdy gracz może układać swoją historyjkę lub wszyscy gracze – jedną, wspólną opowieść.
Ważne by pamiętać o zasadzie, że każda z historii powinna mieć: wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Innymi słowy: początek, środek i koniec. Tak jak wszystko na świecie. I jeśli może być problem to właśnie ze zrozumieniem tej zasady. Tak, nie tylko w przypadku maluchów.
Najpierw trzeba rzucić 3 dowolnymi kostkami. I na podstawie obrazków – stworzyć postać (postacie), który będzie bohaterem (bohaterami) opowieści.
O, rzuciłam właśnie kostkami i wypadły: ognisko, drzewo i pszczoła (owad). Kim może być bohater tej historii? Może… Mała leśna pszczoła, która lubiła ogniska? Albo: Stare drzewo, w którego pniu mieściła się barć a pod którym harcerze rozpalili ognisko? Albo: strażak, który przyjechał zdjąć z drzewa gniazdo os lub szerszeni?
Potem czas na rzut wszystkimi 9 kośćmi. Te kostki to szkielet opowieści. Rozpoczynając od słów Bardzo dawno temu albo Pewnego razu – trzeba stworzyć historię w oparciu o symbole, które „się wyrzuciły”. Kolejność? Dowolna. Przykład? Proszę bardzo:
Uwaga – historii może być tyle ile graczy lub jedna wspólna opowieść. Wygrywa ten, kto… wymyśli najfajniejszego bohatera, najfajniejsze zakończenie, najciekawszy zwrot akcji albo po prostu: kto świetnie się bawił.
Strachy czy Medycyna?
Pomarańczowe pudełeczko z 9 kostkami to wersja klasyczna. I to zupełnie wystarczy, by powstało mnóstwo niestworzonych historii.
Ale jeśli gra wciągnie – warto rozejrzeć się za dodatkami tematycznymi. Są np. kostki z symbolami dotyczącymi: mitów, medycyny (na czasie), sportu, Muminków, Harry’ego Pottera… Postawiłam na wersję podstawową oraz: po trzy kosteczki z serii STRACHY (Mała już nie może doczekać się halołin) i PREHISTORIA (tak, wciąż marzy się jej kariera paleontologa). A zaraz jeszcze dolecą FANTAZJE…
Za cztery pudełka (nowe) zapłaciłam niecałe 30 zł (na OLX, bo w ogóle to bywa drożej). I nawet Karola udało się oderwać od szachów i lutowania. Jeszcze nie wiem jak w to się gra w gronie większym niż 3-osobowe, ale myślę, że lada chwila i z przyjemnością się przekonam. OK, przyznaję, że grywam w pojedynkę… Trening kreatywności i storytellingu jest? Jest!
Czy też uważasz, że ta grę warto mieć pod ręką podczas długich, ciemnych i zimnych wieczorów? No i czy zgadzasz się z prof. Kucirkovą co do elementów, które składają się w ulubione historie? Tradycyjnie i chętnie przygarnę pomysły na sprawdzone gry i książki (nie tylko dla przedszkolaków).
Literatura:
N. Kucirkova: The Key Ingredients of Children’s Favorite Storybooks. Psychology Today
Muszę przyznać że ciekawe te kości