Jesień szarzeje, chłodnieje, grozi melancholią… Melancholia sama w sobie chyba nie jest taka zła – o ile nie przerodzi się w długodystansową apatię. Wewnętrzną martwotę, bierność, bezład, otępienie, rezygnację, gnuśność – do wyboru, choć to wszystko tylko w jednym burym kolorze. Jednym z najlepszych sposobów na apatię jest… gęsia skórka.
I wcale nie chodzi o tę przypieczoną skórę z upieczonego ptaka, co się go przyrządza na św. Marcina. Gęsia skórka, o której chcę porozmawiać, nie ma też nic wspólnego z zimnym prysznicem ani kubłem lodowatej wody na głowę. Chodzi o ten super przyjemny dreszczyk. Wiecie skąd biorą się ciarki, od których chce się żyć? I dlaczego koronawirus może być groźny dla życiodajnych mikrowstrząsów?
Skąd się wzięło „Wyjdź do ludzi”?
– Wyjdź do ludzi – ileż matek/ojców mówi tak codziennie na całym świecie do swoich nastoletnich dzieci, które tkwią w czterech ścianach swojego pokoju. Gnuśniejąc i gasnąc od „nic-mi-się-nie-chce”.
– Wyjdź do ludzi – radzą krewni i przyjaciele dorosłych osób, kiedy ci narzekają na wypalenie.
Psychologowie zaś, każdemu od czasu do czasu zalecają mikrowstrząsy, o które najłatwiej podczas… masowych imprez!
Ponieważ ciarki na plecach można poczuć wszędzie tam, gdzie najważniejsi są ludzie i ich emocje. Dużo ludzi i dużo emocji.
W tym kontekście powiedzenie „Chleba i igrzysk” nabiera nowego znaczenia… Wychodzi na to, że imprezy masowe są jak chleb i stanowią odpowiedź na potrzebę o bardzo wysokiej randzie.
Nie znoszę masowych imprez!
Znam mnóstwo osób, które uwielbiają chodzić na mecze, dyskoteki i koncerty. Kiedy czytałam sobie o dobroczynnym wpływie imprez masowych na higienę duszy i umysłu, miałam problem, bo… tłok i hałas wydawał mi się zawsze czymś, w czym niezbyt lubię uczestniczyć.
Ale prawie rok temu zrozumiałam, że impreza masowa to nie tylko jazgot i ciżba w klubach czy na festynach. 11. Listopada poszliśmy na capstrzyk. Tuż koło dworku Milusin Józefa Piłsudskiego. Żołnierze, konie, wystrzał, hymn narodowy… Kiedy w pewnej sekundzie ktoś odpalił czerwone race poczułam ciary. I myślę, że wiele osób też.
Na drugi dzień przedszkole mojej Córeczki organizowało Biesiadę Patriotyczną. Dzieci na scenie zaprzyjaźnionego Centrum Kultury, ubrane na biało-czerwono, na widowni rodzice, dziadkowie i… ciarki!
Nabożeństwo lub food trucki
Jedność z grupą, z którą łączy nas przestrzeń. Wspólne wrażenia, wzruszenie, zachwyt. Z jednej strony poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej niepewność, bo przecież ludzie bywają nieprzewidywalni i okrutni (od czasów starożytnych imprez masowych, o czym można sobie poczytać w Quo Vadis albo Salambo).
I co? Zgadzacie się z tym, że są emocje, które mogą się pojawić wyłącznie w tłumie? I że każdy mniej lub bardziej potrzebuje poczuć je właśnie w zgromadzeniu?
Impreza masowa może mieć różne oblicza. Począwszy od dawnych walk gladiatorów i starożytne spektakle teatralne aż po współczesne Marsze Niepodległości, festiwale, wernisaże, zloty food trucków, Pasterkę czy coniedzielną mszę.
Koronawirus sprawił, że spotykanie się w większej grupie osób jest na cenzurowanym. Poczuliście ich brak (ograniczenie) w sensie braku ciarek? Kiedy byliście ostatnio na imprezie z innymi kilkudziesięcioma lub setkami ludzi? Jakie imprezy masowe sprawdzają się najlepiej w Waszym przypadku, zapewniając życiodajne ciarki?
PS. Jakieś inne pomysły na ciary? Muszę się przyznać, że wczoraj poczułam przyjemny dreszczyk… Wcale nie na masowej imprezie, a podczas czytania bajki o wróżkach Natalii Gałczyńskiej 🙂
Literatura:
- M. Kowalczyk: Apatia
- R. Ohme, U. Dąbrowska: SPA dla umysłu. Warszawa 2019
Zależy jakie te masowe imprezy, czego dotyczą. Kiedyś chodziłam na koncerty, żeby mieć dreszcze przez dwie godziny. ;P Ale to nie były ogromne koncerty, moja muzyka nie jest tak popularna.
Zdarzyło mi się jeszcze przeżyć coś takiego na arenie turnieju zawodów w westernie. To było niesamowite!
Ha, pewnie, że zależy! I dobrze 🙂