Zimo trwaj! Czyli nie tylko o tym, że najlepiej zjeżdżać na sankach, gdzie akurat nie wjeżdżają czołgi…

Są teorie, według których ostatni śnieg na nizinach spadnie w 2025 roku. Tymczasem śnieżnej zimy w moim mieście… dzień piąty! Podobne zaśnieżenie było w mazowieckich stronach bodajże sześć lat temu. Ze śniegu korzystamy skwapliwie. Bywa, że na sanki ruszamy przed i po obiedzie. Do tego: lepienie bałwanów (a właściwie jeży), eksperymenty z lodem (i solą) oraz chlustaniem wrzątkiem w mroźne powietrze (woda znika jak kamfora).  

Dwie z czterech „górek” na poligonie za leśniczówką. Trudno mi sobie wyobrazić, że wjeżdżają po nich czołgi – są naprawdę strome… ale w sam raz dla dorosłych amatorów zjazdów nie tylko na sankach.
Górka nr 2 – w sam raz dla starszych dzieci i…

…dla najmłodszych, tzw. „jedynka”

Przy ognisku lub w świetle lampy

Gdzie najlepiej wybrać się na sanki koło Warszawy? Na poligon wojskowy – za leśniczówką, która mieści się po drugiej stronie szosy niż stacja Wola Grzybowska. Jeśli będzie śnieg – łatwo traficie tam po śladach ludzi, którzy już szaleją na czołgowych wjazdach. Przypuszczam, że ktoś zawsze zgłasza obecność saneczkomaniaków i ma na to zgodę wojska, bo inaczej byłoby to niezgodne z prawem… Może być kara. I to pieniężna (chociaż mój mąż jako młody chłopak za szwędanie się po poligonie musiał myć kiedyś wojskowe gary…)
Wczoraj podczas dwóch wypadów na sanki spotkały nas dwie niespodzianki. Przed południem skoczyliśmy na poligon – kawałek za leśniczówką są specjalne wzniesienia, które służą czołgistom do ćwiczenia wjazdów. Na miejscu okazało się, że to 4 w 1 (cztery górki o różnym stopniu trudności) i że płonie ognisko. A potem jeszcze ta śnieżyczka…

Wieczorna  wyprawa na tzw. „babilony„, gdzie też jest całkiem fajna górka (na pograniczu Sulejówka i warszawskiej dzielnicy Wesoła) – zaskoczyła nas z kolei światłem z wielkiej lampy, którą ktoś przywiózł ze sobą, by było jeszcze przyjemniej. Ludzie przyczepili ją do drzewa i snopisko światła padało na całą górkę… Patrzcie.

Tzw. „babilony”

Zupełnie przypadkiem okazało się też, że dziś Światowy Dzień Pizzy. A my mieliśmy w planach obiadowych właśnie domową pizzę.

W Dzień Pizzy, w porze obiadowej nasz termometr pokazywał -12 st. C. Mimo to parking przy leśniczówce – zapełniony – współczesne maluchy to wcale nie takie piecuchy jak mogłoby się wydawać… Sanki drewniane, plastikowe „jabłuszka”, ślizgacze śnieżne… Osobiście najbardziej lubię klasyczne saneczki, ale zjazd na takim ślizgaczu też fajny 🙂

Myślicie, że to o ostatnim śniegu na polskich nizinach w Polsce to prawda? I że np. my – chcąc zjechać na ślizgaczu czy sankach, będziemy musieli jechać w góry? No i czy cieszycie się czy martwicie, że za kilka dni ma być po całym tym śnieżnym zamieszaniu? Chodzicie/jeździcie rowerem/ spacerujecie z psem po poligonach, mimo że oficjalnie to zakazane?