Jest piątek 22.09 i padam na twarz. Jestem zmęczona. Ale nie chodzi o takie „nie mam siły już patrzeć na ludzi i rzeczy do zrobienia”. Chodzi o to zmęczenie, które przychodzi po czymś dobrym. Głębokie, ciepłe, rozlane w mięśniach. Czuję je w łydkach, ramionach i we włosach pachnących jak końska grzywa. Czasem nazywam je zmęczeniem po-łąkowym.
Zanim usiadłam, zaczęłam pić rumianek i westchnęłam sobie z ulgą, że tak dziś wszystko dzieje się może nie doskonale, ale dobrze… 2 godziny z ukochaną klaczą na ujeżdżalni. A jeszcze wcześniej – szłam z Ośmioletnią i Karoliną, po Sonatę na łąkę, przez łąki. Pachnące, kwitnące, brzęczące. Totalnie cudowne po 8 godzinach przed kompem w pracy.

Odpoczynek z przyjemnością, czyli po włosku
Och, pamiętam, że chcę uczyć się włoskiego, pamiętam.
W języku włoskim zmęczona to stanca (czyt. stanka).
A odpoczynek to riposo (ripozo).
Ale jest jeszcze jedno słowo, które Włosi opanowali do perfekcji: piacere (piaczere) – przyjemność.
I właśnie to chcę dziś: że przyjemność może łączyć się ze zmęczeniem. I że zmęczenie może być przyjemne. Gdy masz poczucie sensu – że zrobiłaś coś dla siebie. Dla ciała, dla relacji, dla swojej głowy. Nawet jeśli bolą nogi i ramiona. Nawet jeśli nie odhaczyłam nic z listy „obowiązkowego dbania o siebie”.
To zmęczenie pachniało łąką
Czasem pytam siebie wieczorem: czego dziś było najwięcej?
Dziś – świeżego powietrza.
Świadomości mięśni w nogach i rękach, całych.
Autentycznego kontaktu – z koniem, z naturą, ze sobą.
Ziół, trawy, kwiatów.
Błogości.
A jeszcze wcześniej – gadania z Dziewczynami z redakcji, już w weekendowym nastroju.
Tak, Dziewczyny ważne. Nie tylko te z pracy, ale przecież tak bardzo też moja instruktorka, Karolina. Fajne Dziewczyny, z którymi człowiek pracuje, uczy się, odpoczywa i myśli o tym z przyjemnością to złoto.
Ośmioletnia też dziś się zmęczyła, odpoczęła i czuła przyjemnie. Cieszę się, że też mogła się zmęczyć (spacerem po łące) i znużyć (powtarzanymi przez nas ćwiczeniami, które akurat nie kończyły się udanym skokiem Sonatki przez przeszkodę, bo te akurat budziły entuzjazm jednoosobowej widowni) i czuć przyjemność (kiedy mogła bić brawo, szukać w krzakach bażanta i kiedy wracałyśmy do domu 🙂 ). Odpoczywała na świeżym powietrzu. Mam nadzieję, że zapamięta dobrze te nasze wyprawy do stajni.
W każdym razie: choć nie zrobiłam miliona kroków z aplikacją, choć nie zjadłam idealnie zbilansowanego posiłku z Insta (na obiad – wczorajsza pizza) i ledwo żyję – czuję się zaopiekowana. Przez dzień. Przez własne wybory. Przez rumianek, który już wystygł, ale i tak działa.
Jutro można spać, ile się chce.
Kiedy ostatnio byłaś przyjemnie zmęczona? I jaki zmęczenie miało zapach?
Najnowsze komentarze