
23 maja 2023
Moja najukochańsza Ciociu Leontyno,
Piszę do Ciebie ukradkiem, korzystając z chwili, gdy panna Herminia przysnęła nad tomikiem swoich wierszy, a Hania z Marysią poszły „badać życie przyrody”. W rzeczywistości oznacza to, że w starym kubku po kakao hodują dżdżownice, co – jak sądzę – pozostaje w tajemnicy przed panną Wandą.
Dziś na lekcji historii sztuki panna Rudnicka pokazała nam obraz Jacka Malczewskiego. „Rzeczywistość” – taki ma tytuł, choć żadna z nas nie była pewna, co naprawdę przedstawia. Może właśnie to: że rzeczywistość nie jest czymś oczywistym?
Na obrazie są anioły. Ale nie te, co na obrazkach w książeczkach do nabożeństwa. Mają twarz dziewczynki – ponoć córki artysty, Julii. Są ubrane w sukienki z bufami. Każda z nich inna. Jedna ma skrzydła zielone, inna czerwone, jeszcze inna błękitne. Ich twarze są poważne, zamyślone. Jedna trzyma w rękach rozkute kajdany – panna Rudnicka mówiła, że to symbol nadziei. Że Polska jeszcze nie zginęła.
To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Bo przecież skrzydła i kajdany nie powinny razem… A jednak – może właśnie wtedy mają największy sens?
Dwie z tych anielic trzymają grabie. Trzymają za długi trzonek, jakby chodziły w kieracie… Cichym, mozolnym, powtarzalny. I wtedy pomyślałam, Ciociu, że może my też jesteśmy trochę jak one: w kieracie nauki, haftu, francuskiej konwersacji i ciszy poobiedniej. Tylko że nasze grabie są zrobione z książek i tamborków. A przecież i z tego może wyrosnąć coś wielkiego. Tylko trzeba wytrwać.
Myślałam potem długo, Ciociu: co właściwie wolno aniołowi? Czy może się wahać? Czy musi działać? Czy może po prostu – być?
Chciałabym to z Tobą kiedyś namalować. Albo o tym porozmawiać.
Ściskam Cię czule przez wszystkie stacje pośrednie kolei warszawsko-wiedeńskiej.
Twoja
Ludwisia
Najnowsze komentarze