Przeciwnicy Halloween mają kolejny powód do trwogi.
Nie dość, że dzieciaki z uporem rzeźbią dynie i czają się na cukierki 31 października, to jeszcze okazuje się, że samo Halloween ma w Ameryce… swoją wigilię.
Tak. Wigilię.
I to nie byle jaką, bo z własnymi nazwami, tradycjami i całkiem poważnym tłem historycznym. W zależności od tego, w której części Stanów Zjednoczonych spytasz o noc 30 października, usłyszysz: „Mischief Night”, „Cabbage Night”, „Gate Night”, „Goosey Night”, „Mat Night” albo „Devil’s Eve”.
Well, nie brzmi to jak coś, co ksiądz pobłogosławi w ogłoszeniach parafialnych, kiedy i również nad Wisłą zacznie się świętować noc poprzedzającą Halloween…

👻 Kiedy kapusta leci przez płot
Amerykańska „Noc Psot” to wieczór przed Halloween, w którym młodzież (i nie tylko) daje upust swojej kreatywności – czasem niewinnej, czasem mniej. Rzucanie zgniłą kapustą w drzwi sąsiadów, przestawianie wycieraczek albo przenoszenie mebli z ganku do ogrodu – to pomysły stare, jak sam Nowy Jork.
Korzenie tych psot sięgają jednak znacznie dawniej i dalej – do Europy.
W północnej części Starego Kontynentu od wieków istniały majowe i jesienne noce ognisk, zwane Walpurgisnacht czy Nocą Guya Fawkesa, podczas których palono ogniska i robiono psikusy sąsiadom, żeby odpędzić złe duchy.
Z czasem emigranci przenieśli te tradycje za ocean, a ogniska zamienili na zgniłe warzywa i papier toaletowy.
Postęp? Dyskusyjny. Ale konsekwencja godna podziwu.
🗣️ Kiedy mówisz „noc psot”, mówisz skąd jesteś
To, jak Amerykanie nazywają noc przed Halloween, jest dla językoznawców bardzo ciekawym zjawiskiem.
- „Mischief Night” króluje na wschodnim wybrzeżu,
- „Cabbage Night” w Nowej Anglii, „
- Devil’s Night” w okolicach Detroit,
- „Gate Night” – w Kanadzie i na Środkowym Zachodzie.
Jak tłumaczy językoznawczyni Natalie Schilling z Georgetown University, takie różnice pokazują, że dialekty wcale nie znikają – mimo internetu, Netflixa i globalnego memicznego języka.
To, co mówimy, nadal zdradza, skąd pochodzimy i kim jesteśmy.
Trochę tak, jak w Polsce – w zależności od regionu – wciąż mówi się ziemniaki albo pyry, na dwór albo na pole, etc.

🎭 Psoty, psikusy i resztki dawnych czarów
Dawne ogniska i żarty miały sens magiczny – miały przynieść szczęście, odgonić złe duchy i dać ujście temu, co człowieka przeraża przed zimą (porą chorób, śmierci, głodu).
Dziś to raczej zabawa w odwrócenie porządku świata: dzieci wychodzą po zmroku, dorośli przebierają się za czarownice, a sąsiedzi – najlepiej, gdy się uśmiechają, gdy ktoś maluje im na szybie serce z pasty do zębów.
Nie ma w tym wiele z pogańskiego rytuału, ale zostaje to samo pragnienie luzu i wspólnoty – nawet jeśli objawia się w postaci kapusty lecącej przez płot.
🕯️ Święto z Europy, które Ameryka pokochała i… zaraziła tym Europę
Jak już wiemy, Halloween to nie „amerykański wynalazek”, tylko europejski eksport: mieszanka celtyckiego Samhain, chrześcijańskiego Dnia Wszystkich Świętych i lokalnych zwyczajów.
Ale dopiero w USA święto dostało drugie życie – bardziej kolorowe, komercyjne i beztroskie.
A stamtąd wróciło na Stary Kontynent – z dyniami, kostiumami i hasłem „Cukierek albo psikus”.
Źródło:
Natalie Schelling, What’s Your Word for the Night Before Halloween? psychologytoday.com
💬 Tematy do rozmowy (z kimś lub samym sobą):
1️⃣ Czy do Polski dotrze kiedyś również tradycja wigilii Halloween? Czy samo Halloween już wystarczy, by się nabawić… doskonałych nastrojów i wspomnień vs kłótni z sąsiadem, kłótni z nieznajomymi w sieci?
2️⃣ Skąd się bierze ta niegasnąca potrzeba, żeby raz w roku trochę namieszać – nawet jeśli to tylko papier toaletowy rozwleczony na drzewach?
3️⃣ Czy język i dialekt mogą być formą tożsamości równie silną jak tradycja?
Aproposki:
Najnowsze komentarze