Czy wiecie, że w moim mieście aż roi się od lokalnych szeryfów? I wcale nie śpiewają „Wręczę ci mandacik za przekroczenie piękności”

Już dawno miałam o tym trzasnąć temat. Mam tę chęć za każdym razem, kiedy wracam do domu po tym, jak któryś z lokalnych szeryfów mnie obsztorcuje. Wczoraj na miejskim forum jeden z mężów postanowił powiedzieć: STOP. I tego szeryfa, co pod szkołą zmieszał z błotem jego żonę, zaprasza na kawę.

Do szkoły jeździmy z Ośmioletnią rowerami. Wystarczy, że w pośpiechu Dzieciak nie zejdzie z roweru na pasach albo przez chwilę jedzie nie od strony chodnika a od strony środka jezdni, by… jak z nieba spadł lokalny szeryf.

To chyba nie jest jeden facet. Raczej jest ich wielu, mnogość krocie. Choć wyglądają bardzo podobnie. Frustracja malująca się na gębach jest jak gwiazda w klapie.

W sumie to osobiście nawet lubię, kiedy mnie zaczepiają. Tak, przy dziecku – bo mam wtedy okazję pokazać jej, jak łatwo dać takiemu prztyczka w nos. Po prostu nie chcę, żeby kiedyś myślała, że musi stać ze spuszczoną głową i słuchać, jak jakiś „macho” drze na nią ryja.

Awantura pod szkołą

No i okazuje się, że nie tylko moich błędów (moralności, etc.) pilnują lokalni stróże przepisów. Na fejsbukowum forum miasta wczoraj napisał mężczyzna, któremu taki szeryf obsztorcował żonę. I to tak na ostro.

Dzieciaki krzyczały, czas pędził, ludzie się tłoczyli samochodami, pieszo, rowerami, a szeryf sztorcował.

Kobieta wiedziała, że popełniła błąd. Kwestia tego, w jaki sposób szeryf postanowił poczuć się jak prawdziwy maczo. Publicznie, pod szkołą dał upust swojemu testosteronowi. Czy raczej kortyzolowi, którego zapewne we własnym domu musi pilnować jak oka w głowie.

Mąż (delikatnie mówiąc) obsztorcowanej matki swych dzieci zakończył swój wpis zaproszeniem na kawę adresowanym do szeryfa. Czy szeryf skorzysta?

Gdyby miał jaja, to by skorzystał…

Kiedy szeryf popełni błąd. Drogie panie, wręczmy mu mandacik za przekroczenie nerwowości

Oczywiście szeryf na żadną kawę z mężem kobiety, na którą darł mordę, nie pójdzie. On – i jemu podobni – nie chodzą na takie kawy. Nie dyskutują z mężczyznami.

Ba – mam wrażenie – że nawet z kobietami, które wyglądają na takie niewystraszone, niekulturalne – też nie.

Oni nie wybiorą do obsztorcowania takiej, która może odwrzeszczeć mu do uchylonej szyby auta: „Ty chu*u do szczania! Co się od rana w pana policjanta lubisz bawić?” Tak, że jej córka zacznie się śmiać tak, że prawie spadnie z roweru, szeryfowi zgaśnie autko, etc.

Raz byłam świadkiem, jak doszło do pomyłki, bo szeryf nie spodziewał się, że poczochrana matka na odrapanym rowerze nie skuli się pod jego reprymendą, tylko zdzieli darciem mordy – też przy wszystkich na ulicy. Jak łacha jakiegoś. Dokładnie tak, jak jego kobieta, która ma go za nic. Bo przecież skądś się ta frustracja bierze.

Tu – uważam – nie ma co zagłębiać się w psychoanalizę i czepiać się jego matki. Wystarczy to, co ma teraz: dorosły chłop nie wytrzymuje, że jest nikim w swojej chacie. Opuszcza rano posesję i… próbuje to sobie zrekompensować. Czasami się nadzieje, czasami nie.

Moim zdaniem nie mamy żadnego obowiązku słuchać, jak jakiś Wielki Niedoceniony próbuje się naszym kosztem poczuć kimś lepszym. Kimś, kto myśli, że ma władzę i prawo wyzywać, drzeć mordę, bo… mu wolno. Nie wolno mu.

Kiedy taki jeden z drugim i trzecim zostanie zjechany – następnym razem wstanie wcześniej, zdąży sobie poszarpać konar, wypróżnić się i… opuścić swoją posesję bardziej zrelaksowany. By nie narażać się na to, zrobi coś, co skończy się wyśmianiem albo zaproszeniem na kawę.