czyli o niewiadomoczym, które potrafi zaleźć za skórę
Czechow byłby zachwycony.
Tyle niedopowiedzianych zdań, tyle rekwizytów, które mogły coś znaczyć. Chociaż strzelby nie było. Tylko cisza, która czasem strzelała w plecy.

Nie relacja. Nie flirt. Nie przyjaźń. Ale coś.
Nie należał do grona bliskich. Nie stał się kimś, kogo się wspomina przy okazji zdjęć.
A jednak krążył mi po życiu.
Jak zapach, który nie znika, choć już dawno powinien wywietrzeć.
Nie wiadomo, co to miało być – może tylko chwilą, może przelotnym westchnieniem. Ale coś zostawił. Zostawił: nie do końca wiadomo co.
Szklanki nad stawem i jedno zdanie
Pamiętam staw. I czyste szklanki z chłodną wodą.
Siedzieliśmy u niego, piliśmy wodę ze szklanek.
Nie pamiętam, jak się tam znalazłam. Chyba mnie zgarnął ze stajni.
Ale wiem, że powiedziałam wtedy, że jestem w ciąży.
Oczywiście z moim chłopakiem.
Sprawdzałam, czy coś drgnie.
Nic się nie poruszyło. Przynajmniej na zewnątrz.
Więcej ciszy niż zdań
Przedtem i później dzwonił.
Np. dlaczego nie ma mnie na jakimś afterparty, gdzie jest super carpaccio.
Albo rozmawialiśmy o tym, jak ludzie przeszkadzają robić fajne rzeczy.
A w wiadomościach i mejlach pisał o kryzysach, które ogarnia. Albo mi pomagał, albo planowaliśmy, jak się wesprzemy w tym świecie, gdzie inni tak lubię przeszkadzać.
Ale ogólnie służbowy ton, formalny rytm. Chociaż czasem coś się prześlizgiwało, jakby… ciepło? Zgrzyt? Moja projekcja?
Trudno powiedzieć. Ale odczytywałam je zawsze trochę za wolno. Trochę za miękko. Trochę zbyt uważnie.
Zdarzało mi się nie odebrać. Zdarzało się czekać.
Nie raz migało jego imię na ekranie.
Nie raz udawałam, że nie widzę.
Nie raz szukałam wymówki, by nie pisać pierwsza.
Ale zdarzało się też odwrotnie –
że nie odpisywał on.
Że znikał na dni, miesiące, lata.
Że wracał z informacją, że „tyle się dzieje”.
Zawsze coś się działo. Tylko między nami – nigdy nic.
Czechow i niewypał emocji
Czechow pisał, że jeśli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, to w ostatnim musi wystrzelić.
Tutaj nie zawisło nic.
Ani pytanie, ani wyznanie, ani jedno konkretne „chcę cię bardziej”.
Może właśnie dlatego ta historia zostawiła większy ślad niż niejedna odważna.
Bo nie wydarzyło się nic.
Dziewięć lat to długo. Nawet dla niczego
Nie wchodziliśmy i nie wchodzimy sobie w życie, nasze małżeństwa, światy.
Ale zostawił mi kilka zdań, kilka spojrzeń, parę niewysłanych wiadomości.
Czy ja mu coś zostawiłam — nie mam pojęcia.
Może tylko echo.
Ciszę, która czasem powraca, gdy czytam stare maile.
Albo kiedy mignie mi jego nazwisko, a serce – przez ułamek sekundy – udaje, że to ważne.
Tematy do rozmowy (z kimś lub samą sobą):
– Czy to, co nigdy się nie wydarzyło, może zostać z nami na dłużej niż to, co się naprawdę działo?
– Czy niewyraźne echo „niewiadomoczego” może brzmieć mocniej niż wystrzał?
– Jak długo można nosić coś, czego nikt nie nazwał?
– Czy Ty też doświadczyłaś takiego „niewiadomoczego” i jak się skończyło?
Najnowsze komentarze